Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)
PUZZLE
Od dzisiaj robi nam się podłogówka!
Wczoraj rankiem ruszyliśmy do pracy na budowie. Najpierw Andrzej pociął i przykręcił do ścian szczytowych na wysokości jętek dwie belki, na których oprze się w niedalekiej przyszłości podłoga strychu.
Tymczasem dwóch panów z naszej głównej ekipy pohukiwało na dole palnikiem, układając drugą warstwę czarnej mamby.
Kierbud wpadł sprawdzić, jak im to idzie. Był wyraźnie zadowolony, kiedy powiedziałam, że, korzystając z jego rady, pojechaliśmy do wskazanej hurtowni wybierać tynki. Zaplanowaliśmy większe prace na przyszły tydzień. Zaczną ocielpanie i tynkowanie, potem ocieplą dach, zrobią podbitki, a na koniec wyleją murek pod siatkę i wymurują ogrodzenie od frontu. Chyba o niczym nie zapomniałam.
Kiedy Andrzej wyłączył wreszcie agregat, zadbałam o nastrój i przy wtórze Queenów, a potem Chóru Aleksandrowa zaczęlismy układać styropian w posprzątanych uprzednio przeze mnie pokojach na górze. (Już sama nie wiem, który to raz zamiatałam je!) Najpierw zrzuciliśmy na dół nadmiar styropianu. A potem się zaczęło! Ale to fajna zabawa! Podobało mi się! Układaliśmy, docinaliśmy, wycinaliśmy rowki na peszle i śmieciliśmy kuleczkami styropianu. Takie duże puzzle! Bawiliśmy się jak dzieci.
Panowie od czarnej mamby wprawdzie wyrażali jakieś zastrzeżenia co do pracy kobiet na budowie, ale powiedziałam im, żeby lepiej milczeli, bo jak jeszcze kilku ich kolegów pojedzie do Anglii, to kto wie, czy nie zaczną pracować w ekipie mieszanej. Chyba, że będą musieli szybko przypomnieć sobie język braci ze wschodu, żeby dogadać się z nowymi kolegami z pracy. Trzeba przyznać, że obecność kobiety na budowie conieco łagodzi obyczaje - po każdej nierządnicy padało słowo "przepraszam". Zresztą nierządnice nie latały zbyt często.
Żeby się nie znudzić układanką, od czasu do czasu tłukłam w rytm muzyczki młotkiem w dłuto, odłupując nadmiary tynku wylane przy podłodze. Ani raz nie trafiłam w rękę!
Ułożyliśmy białe posadzki w dwóch pokojach na górze i trzeba było jechać pozbierać dzieci z placówek edukacyjnych. Po obiedzie jeszcze Andrzej pojechał na budowę trochę się pobawić.
I nawet aparatu nie zapomniałam! Pochwalę się zdjęciami, jeżeli Andrzej mi je dzisiaj przerzuci do komputera, bo ja jeszcze tej sztuki nie opanowałam (ale wklejam sama!).
Dzisiaj rano sama dokończyłam układanie w trzecim pokoju, czekając na ekipę od podłogówki i kolejny raz pozamiatałam na górze. Nie było to łatwe, gdyż przeciąg i kuleczki styropianu to nie jest najlepsze połączenie, gdy się chce posprzątać.
Jednocześnie pilotowałam przez telefon nadciągającyh speców od naszego ogrzewania. Przyjechało trzech sympatycznych panów uroczo "zaciągających" po kresowiacku. Oprowadziłam ich po domu i wskazałam, gdzie podłogówki ma nie być (najbardziej rozbawiło ich, że mają zostawić nieogrzewane miejsce na legowisko psa). Przy okazji zauważyłam, że panowie od czarnej mamby nie popisali się. Chyba już im się spieszyło, więc poprzykrywali jak leci rurki i peszle w łazience na dole. Jakoś nie pomyśleli, że jeżeli są tam jakieś zaślepione rurki, to zapewne coś do nich zostanie podłączone, więc powinny byc na wierzchu. A już miałam ich chwalić za wyjątkowo dokładne otulenie wylotu powietrza do kominka!
Trochę zaskoczyło mnie to, że nasza nowa ekipa ma zamiar nocować na budowie.
Wieczorem Andrzej był tam dwa razy usiłując ich namówić do skorzystania z ciepłej wody w tymczasowo naszej łazience, ale twardziele twierdzili uparcie, że nie w takich warunkach już przychodziło im nocować. Ciekawe, czy śpią na styropianie. To ma w końcu niezłą tradycję w Polsce.
A jutro wybieramy się do nowego sklepu z drzwiami. Mam nadzieję, że coś znajdziemy.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia