Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)
OPOWIADAM O GEODETACH I NIE TYLKO
Nasza cierpliwość skończyła się nieodwołalnie. Nie będziemy dłużej czekać na mapkę, którą zamówiłam u geodety nr 1. Pan ów od ponad tygodnia jest nieuchwytny mimo licznych prób nawiązania kontaktu.
Po porannej inspekcji na budowie wybrałam się do wskazanego przez sąsiadkę innego geodety z zamiarem zamówienia u niego tejże mapki. Oczywiście wiedziałam, że jest on przełożonym rzeczonego nr 1, ale akurat to nie miało dla mnie znaczenia. Zagaiłam, przyznałam, że takaż mapka juz ponad miesiąc temu została zamówiona, ale nie mogę się skontaktować z wykonawcą. Kulturalnie dałam upust swoim uczuciom do owego, pożal się Boże, geodety, ktory miał ją wykonać. Wyraziłam w zawoalowany sposób dręczące mnie wątpliwości co do stanu jego zdrowia psychicznego. Niestety, pan okazał się lojalny (może miało to coś wspólnego z koniecznością wycofania zgłoszenia wykonywania takiej mapki w starostwie, zanim ktoś inny zacznie ją robić) i zadzwonił do naszego mistrza. Oczywiście, ten nie odebrał, zgodnie ze swoją zasadą. Wytłumaczyłam miłemu geodecie nr 2, że, jeżeli geodeta nr 1 nie zna jego numeru, to nie odbierze. Chyba go to rozbawiło. Od razu zastrzegł, że Bin Ladenem przecież nie jest. Ale skąd geodeta nr 1 miałby o tym wiedzieć?
Po kilku próbach udało mu się ustalić, że geodeta nr 1 jest w tym momencie w biurze i zasugerował,żebym go tam spróbowała dorwać. Pokonując żywą niechęć do kontaktów z tym panem, udałam się do biura. Na swoje szczęście (to był chyba silnie rozwinięty instynkt samozachowawczy) pan nie usiłował sprzeciwiać się moim zarzutom. Wprawdzie tłumaczył się, że żadna wiadomość o naszych próbach nawiązania bliskiego kontaktu trzeciego stopnia do niego nie dotarła, ale uznał swoją winę. Zastanawiające jestm jak poważne problemy sprawia mu komunikowanie się z ludźmi - jakiś czas temu nie zrozumiał, że projektant przyłącza zamawia tę mapkę u niego, teraz twierdzi, że nikt mu nie przekazywał, że go ścigamy, podczas gdy jego kolega zarzekał się, że przekazał wiadomość. Nie ukrywałam, że miałam zamiar zostawić go razem z mapką na lodzie. Moja determinacja chyba wywarla właściwe wrażenie. Mapka ma być (podobno) w poniedziałek. Oczywiście tym razem to on ma się skontaktować z nami. A poza tym rozmawiał ze mną siedząc, podczas gdy ja stałam!
Zrobiłam w tył zwrot i stanęłam oko w oko (no prawie) z naszym drugim ulubionym geodetą - tym od wytyczania domu. Z nim to już naprawdę nie miałam zamiaru rozmawiać, ale coż - stało się. Nie chciałam stosować strusiej polityki, więc zagaiłam. Oczywiście chodziło mi o tę podwyżkę. Dowiedziałam się, że: usługa podrożała od kwietnia do dzisiaj, on poniósł dodatkowe koszty rzekomych rozmów z kierbudem i wyjazdów na działkę, kierbud miał dziwne żądania, bo jakiegoś repera mu się zachciało i wyznaczania zera i w ogóle, to nie da się z nami współpracować. Z nim też, bo połowy z tego, co powiedział nie mogłam zrozumieć, chociaż językiem polskim posługuję się dosyć sprawnie. On chyba gorzej. To był jakiś słowotok. Patrzyłam na niego wzrokiem entomologa obserwującego wyjątkowo ciekawy okaz przez lupę, a w końcu oznajmiłam, że nie wiem, dlaczego, ale w ogóle nie rozumiem, co on do mnie mówi. Odpowiedział kolejnym potokiem słów.
Nie zapłacę mu 350 zł! Choćby dla zasady!
Pozostawiłam go z obietnicą sprawdzenia, czy rzeczywiście kontaktował się z kierbudem (z tego, co wiedziałam, to nie). Tak się złożyło, że akurat wtedy, gdy wyszłam, zadzwonił kierbud. Zrelacjonowałam mu rozmowę z geodetą. Niestety nie mogę powtórzyć, tego, co usłyszałam na jego temat.
Przyjemność dalszych negocjacji z geodetą zostawię chyba Andrzejowi. Osłabił mnie ten dzisiejszy potok nic nieznaczących słów, który zakończył naszą rozmowę. Coś tam było o dorosłości... i o umowach...
Poza tym właściwie wszystko jest pod kontrolą. Mapka ma być, za wytyczanie zapłacimy 300 i ani grosza więcej, więc ta cała sytuacja jest bardziej zabawna niż wkurzająca.
A na budowie rośnie ogrodzenie. Właściwie, to ono pełznie, bo będzie tylko niskim murkiem pod siatką. Teraz osadzają się słupki. Później będzie reszta murka i na koniec część artystyczna, czyli ogrodzenie od frontu. Właściwie to będzie tylko rdzeń części artystycznej, bo obudowa powstanie później, może dopiero na wiosnę.
Poddasze coraz bardziej przytulne. Jutro bladym świtem muszę zadzwonić do kierbuda, bo ma najtańszą ofertę na rusztowanie do płyt gk.
Schodziarz zaproponował schody z brzozy (dąb, buk, jesion też). Ciekawe, jak wyglądają i, czy są wystarczjąco twarde.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia