Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    249
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    359

Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)


Agduś

611 wyświetleń

VARIA CZYLI DUŻO RÓŻNYCH RZECZY

 


W ostatnich relacjach skupiłam się głównie na problemach z geodetami, a tymczasem działo się dużo różnych innych rzeczy.

 


Na przykład pojechałam sobie pewnego mglistego poranka do Wieliczki po listwy startowe. To była środa chyba. Kiedy zobaczyłam mgłę gęstą jak śmietana, trochę mnie otrzepało, ale cóż było robić...

 


Oświetliwszy Felusię jak choinkę, przebiłam się przez mgłę do drogi A4. Bardzo ucieszyło mnie to, co na niej zobaczyłam. A był to korek. To oryginalne cieszyć się na widok korka, ale mnie był on bardzo potrzebny. Dzięki niemu mogłam się wlec spokojnie, nie irytując innych kierowców i wypatrując firmy, w której czekały na mnie zamówione listwy. Żeby było jeszcze bardziej oryginalnie, nie wiedziałam, jak się ta firma nazywa. Bałam się, że przejadę za daleko, co zmusiłoby mnie do wykonania przerażającego manewru zawracania w Krakowie . Na wszelki wypadek skręciłam za wcześnie i pozwiedzałam okolicę, zanim wróciłam na A4. Po drodze wykonałam telefon, który mógł wzbudzić pewne wątpliwości co do mojej poczytalności. Mianowicie wybrałam z listy połączeń prawdopodobny numer telefonu do tej firmy i zapytałam panią, która oczywiście odbierając podała nazwę firmy, czy to do nich jadę po listwy. Wspólnymi siłami ustaliłyśmy, że mam wrócić na A4 i jeszcze trochę nią pojechać. A potem trafiłam prościutko do nich.

 


Czekając na fakturę, wpatrywałam się w plakaty przedstawiające bogaty asortyment różnych listew aluminiowych. Miały różne szerokości, kształty, skomplikowane zagięcia, nacięcia, dziurki tworzące różne wzorki. Nie mogłam wyjść z podziwu, że tyle tego ludzie wymyslili i, co ciekawsze, niektórzy wiedzą, do czego która blaszka służy!

 


Przygotowana byłam na ładunek lekki, długi i zajmujący dużo miejsca, więc po dostarczeniu starszych dzieci w odpowiednie miejsca, zostawiłam na budowie 2/3 tylnej kanapy. Nastawiałam się na samodzielne wykonanie tej operacji znanej mi tylko z relacji Andrzeja, ale z własnej inicjatywy zabrał się za to jeden z budowlańców. Przedni fotel dzień wcześniej wymontował Andrzej. Tymczasem pan magazynier przyniósł mi długą wprawdzie, ale małą i bardzo zgrabnie zapakowaną paczuszkę.

 


Tegoż dnia po południu nałożyłam starszym dzieciom drugie danie do jednorazowych miseczek owiniętych folią aluminiową, zabrałam córki z przedszkola i szkoły i pojechałyśmy do Krakowa (nie zapomniałam nawet przedniego fotela!). Tym razem oglądaliśmy wzory i kolory linoleum. Dzieci, zachęcone obietnicą, że będą mogły wybrać sobie kolory wykładzin do swoich pokoi, nawet tym razem nie protestowały tak bardzo przeciwko kolejnemu wyjazdowi do Krakowa. Oczywiście, dotarłam tylko na Czyżyny, bo po rozkopaniu (zamknięte jest dopiero od wczoraj) Ronda Mogilskiego konsekwentnie odmawiałam jeżdżenia przez nie do miejsca pracy Andrzeja.

 


Okazało się, że biuro firmy mieści się w domu. Pooglądaliśmy sobie próbki i utwierdziliśmy się w przekonaniu, że linoleum to dobry, choć mało popularny i kosztowny wybór. Dziewczyny wyraziły swoje zdanie na temat najładniejszych zestawień kolorów ( chyba trzeba będzie jakoś im niektóre pomysły wyperswadować ) i zajęły się zabawą. Niektóre dzieci potrafią posiedzieć przez chwilkę spokojnie, niestety nasze do tej grupy nie należą. Słuchaliśmy wywodów pana na temat zalet linoleum, sposobu układania, cen i notowaliśmy co ważniejsze informacje jak grzeczni uczniowie, a tymczasem nasze dziewczyny rozgrywały w salonie mecz piłkarski znalezioną gdzieś piłeczką. Kiedy natężenie dźwięków dochodzących z zaimprowizowanego boiska przerastało naszą wytrzymałość, lub treść docierających do nas słów sugerowała, że doszło do sfaulowania zawodniczki, interweniowaliśmy krótko acz ostro, tonem zapowiadającym rozliczenie się z winnymi po wyjściu. Na koniec dostaliśmy zadanie domowe: wybrać kolory, ustalić ile, jakiego linoleum potrzebujemy i przekazać te informacje. Przystąpiliśmy do tego oczywiście wieczorem po umyciu i spacyfikowaniu przychówku. Niestety ogrom odpowiedzialności przerósł nas i po północy musieliśmy się poddać, dokonawszy niewielu konkretnych ustaleń.

 


Również w zeszłym tygodniu odwiedził nas twórca naszego dachu. Tym razem pojawił się w roli "schodziarza". Zadzwonił, gdy własnie wracałam do domu po porannej wizycie na budowie. Na szczęście sam pojechał zmierzyć wszystko, co miał zmierzyć i przyjechał do domu. Oglądnąwszy zdjęcia różnych schodów, tralek itp. podjęłam wszelkie niezbędne decyzje i obstalowałam schody. Mają być za miesiąc. Będą brzozowe z prawie zupełnie prostymi tralkami (po dwie na stopień).

 


Chyba ruch panujący teraz na budowie wywarł na nim wrażenie, bo stwierdził z podziwiem: "Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś tak budował jak wy!"

 


Właśnie przed chwilą, przerywając pisanie, odebrałam trzy pętle kolektora ziemnego przywiezione przez firmę kurierską.

 


Dzisiaj lub jutro odwiedzi nas kominkarz.

 


Sobotę spędziliśmy pracowiecie na budowie, co zresztą zostało uwiecznione w fotoreportażu.

 


Najpierw wnieśliśmy na strych płyty gk. Po opracowaniu techniki pokonywania kolejnych odcinków (garaż - parter dziura na schody - poddasze - strych) poszło nam całkiem sprawnie. Andrzej stwierdził, że przydały mu się treningi Aikido, bo wykorzystywał "pracę centrum" podrzucając płyty na poddasze. Później przy mojej małej pomocy wykonał konstrukcję do podwieszenia schodów na strych i osadził na niej ramę schodów. Kiedy zostało już tylko wywiercenie dziur pod ostatnie śrubska, dzieci, które zdążyły wymalować kredkami ścianę w garażu (za naszą zgodą, bo ta ściana ma zostać ocieplona i otynkowana), zdemolować samochód w środku, spalić niepotrzebne papiery i znudzić się, zaczęły rozpaczać, że są głodne. W trybie alarmowym spakowaliśmy narzędzia i ewakuowalismy się do "starego domu" na obiad.

 


Przy okazji zauważyliśmy jeszcze kilka spraw do omówienia z budowlańcami, które to sprawy skrzętnie spisałam i załatwiłam dzisiaj rano. Na szczęście bez problemów wymieniono mi w skałdzie wełnę "dwudziestkę" na "piątkę" i tylko trochę się przy tym pokłułam, wydobywając zbędną rolkę zza styropianów na środek salonu. Do samochodu zapakował mi ją już jeden z budowlańców - i to jest wygoda bycia kobietą budującą!

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...