Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)
Ula, nie ma za co, zdarza się, zresztą możesz usunąć posty.
Jeżeli będziecie mieli dobrą ekipę/dobre ekipy, to może się udać.
Tak, planujemy przeprowadzkę w tym roku.
CHWILA PRAWDY
http://img215.imageshack.us/img215/5921/ebpierwszacianawkolorzerz3.jpg" rel="external nofollow">http://img215.imageshack.us/img215/5921/ebpierwszacianawkolorzerz3.jpg
Wczoraj koło południa pierwsza zobaczyłam kolor naszego domku! Dzień wześniej wieczorem Andrzej i Weronika widzieli kolor gruntu, ale grunt jest nieco jaśniejszy od tynku (tak miało być taniej). Oczywiście po południu nie mogliśmy odmówić sobie wizyty na budowie.
Rzeczywiście, tynk na całej ścianie wydaje się ciemniejszy niż na próbce. Dobrze, że o tym wiedzieliśmy.
Niestety zdążyłam zrobić tylko jedno zdjęcie, zanim siadły baterie w aparacie. A chciałam jeszcze zrobić zbliżenie podbitki. Tutaj wygląda, jakby była żółta. To chyba efekt późnopopołudniowego oświetlenia i odbicia od ściany.
Pozwoliłam sobie w poniedziałek i wtorek nie odwiedzać panów budowlańców. O dziwo, nic nie było potrzebne "na wczoraj". Dopiero w środę poderwał mnie telefon, że trzeba kupić taśmę do oklejania okien i podbitek (zamawiali 5 rolek i tak przekazałam Andrzejowi, a on kupił tylko 2), paliwo i dwa kilogramy gwoździ. Kierbud zaczął wyliczać zamówienia, a ja upewniałam się co do ilości i terminu realizacji. Nagle coś do niego dotarło i krzyknął "a pani taka chora!". Należy tu wyjasnić, że czasami, ni z tego, ni z owego, dopada mnie gigantyczna chrypka. Kiedy pracowałam w szkole, łatwo było wyjaśnic jej przyczynę, ale teraz to już chyba tak z przyzwyczajenia. I właśnie tak wczoraj chrypiałam do telefonu, co przestraszyło kierbuda (bo kto by przywiózł te gwoździe i inne takie?). Po chwili pojawiłam się na placu boju i udowodniłam, że wbrew temu, co słychać, żyję i funkcjonuję normalnie.
Popodziwialiśmy sobie otynkowaną ścianę. Dowiedziałam się, że ładnie ten kolor pasuje do koloru dachu, że może zabraknąć styropianu na ściany zewnętrzne, a już na pewno zabraknie do ocieplenia dwóch ścian i sufitu garażu, zabrałam kanistry i pojechałam na zakupy.
Po południu rozgrzeszyłam się z telefonicznego załatwiania czegokolwiek, bo mój głos to pojawiał się, to zanikał, co dawało efekt kojarzący się z ostatnim pianiem zarzynanego koguta. Andrzej wydzwaniał do kominkarzy. Wciąż nie możemy znaleźć sensownego (czytaj "taniego i solidnego") wykonawcy naszego kominka.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia