Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)
CO MI W DUSZY GRA
Dzisiaj ostatni odcinek "Zagubionych", więc się nie rozpiszę.
Wczoraj odprowadziłam dzieci i wędrowałam sobie w gęstej mgle w stronę działki. Szłam tak sobie, a mgła oblepiała mnie z zewnątrz i wdzierała się do wewnątrz, i odbierała chęć do czegokolwiek. Kiedy minęłam przepompownię gazu (?) i zobaczyłam, że nadal nie widzę domku, moja dusza zawyła, że nie chce dalej iść. Ciało zawtórowało. Coś tam bąknęło, że ma dosyć i chce wrócić do łóżeczka, że jest zimno i wilgotno. Sprzysięgli się przeciwko mnie i już razem, jednym głosem zawodzili - "do domu, do łóżeczka!" I, kurczę, mieli rację! A mgła odbierała mi wszelkie argumenty. No bo jak przekonać duszę i ciało, że trzeba iść, przebrać się w ulepione gliną spodnie i w tej koszmarnej mgle machać łopatą?
Kiedy już zaczynałam z nimi przegrywać, usłyszałam, że za mną jedzie koparka. Coś mi podpowiedziało, że to "nasza", cudem znaleziona z dnia na dzień koparka (zresztą od pana poleconego przez Sylwkę). I dzięki tej koparce nadal przebierałam nogami idąc we właściwą stronę. No bo co miałam zrobić? Przecież gdybym w tej mgle się zatrzymała, to Pan Koparkowy wziąłby mnie na tę wielką łopatę z przodu i zawiózł prosto na miejsce. To nawet mogłoby byc ciekawe, ale czy łopata była czysta?
Po pierwsze weszłam do domu i zaczęłam sie zastanawiać, co baaardzo pilnego mogłabym w nim zrobić (w domu nie było mgły). Po drugie zabrałam się za śniadanie, co ociupinkę poprawiło mi nastój, a już na pewno odebrało część argumentów ciału, które narzekało, że głodne i nie ma siły.
Na szczęście kupując po drodze śniadanie, nie zapomniałam o solidnej porcji endorfiny. Chyba przewidziałam, co moja dusza może mieć do powiedzenia na widok tej mgły. Od razu pochłonęlam pół porcji endorfiny i natychmiat wycie duszy ucichło. Ciało też przestało protestować. Zgodnie zażądały jeszcze odrobinki endorfiny. Nie odmówiłam. A potem Andrzej przywiózł kozę. I ta koza z pomocą resztki endorfiny ze sklepu sprawiły, że odzyskałam chęć do życia i do pracy.
Pan Koparkowy (któryś już z kolei) pracował jak szatan i już po chwili w miejscu okopów mieliśmy czołgowisko. Po ośmiu godzinach koparka, nieco wspomagana łopatami w trudniej dostępnych miejscach, wyrównała większość naszych włości. Z tyłu działki pojawił się zarys mojej górki (już widzę ją oczyma wyobraźni za dwa lata). Tylko przed domem nadal królowała ciężka lepiąca się do butów, obrzydliwa glina.
A za chwilę "Zagubieni".
Zdjęcia jutro.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia