dziennik Moiry
Przeprowadzka w sobotę - ciągle w sobotę tylko w końcu którą.
W tą mąż miał zawody strzeleckie - więc oczywiście sama zostałam na posterunku, a tu trzech chłopa do nakarmienia i zabawiania - co by im się dobrze te kontakty montowało.
Na koniec dnia mąż z pucharem przyjechał i jeszcze przywiózł kolegów - towarzystwo się rozbawiło, a ja posłusznie do domku kąpiać i usypiać Maciusia.
Po tej nocnej hulancie elektrycy do pracy wrócili dopiero po południu - dobre i to - najważniejsze że w końcu skończyli.
mamy już kontakty - teraz musimy tylko polakierować drzwi do końca - a niełatwa to sprawa - dalej mieszkać.
Czuję się jakoś tak nierealnie - pięć lat mieszkania obok - ten nowy dom jest jakiś obcy - pomimo że mój i taki jak chciałam. Ale ciągle z przerażeniem wynajduję kolejne minusy - tak jak bym się bała tej przestrzeni. A to Weronika będzie się bała sama spać w swoim pokoju, a to tyle okien do mycia, a to tyle sprzątania, a to , a to....
No nic i tak tam zamieszkamy.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia