Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)
ŻARÓWKA
No tak, pierwszy raz zapaliła się w naszym domku żarówka zasilona naszym prądem! Sama widziałam! I to nie jedna żarówka, ale od razu kilka.
W gniazdkach też jest prąd, co zobaczyłam (próbnik świecił), usłyszałam (podłączyliśmy radio) i poczułam (właśnie za bardzo zbliżyłam się do sterczącego ze ściany kabelka myjąc podłogę, gdy poczułam dziwne mrowienie w ręce trzymającej szmatę).
A poza tym, mieliśmy bardzo ambitne plany na dzień dzisiejszy. Dzięki pięknej pogodzie, 2/3 naszych dzieci bawiło się przy domu, gdy my zabraliśmy się za fugowanie płytek w garażu. Jakoś tylko ni eprzewidzieliśmy, że ta upierdliwie monotonna czynność zabierze nam dokładnie cały dzień.
Najpierw opracowywaliśmy technologię pracy. Ja stwierdziłam, że najlepiej będzie wykorzystać w tym celu szprycę do ozdabiania tortów. W końcu nowa nie kosztuje zbyt dużo. Fuga w stanie świeżym miała kolor kremu czekoladowego, więc pasowała do szprycy. Metoda sprawdzała się, a owszem, ale tylko, gdy fuga była świeżo zrobiona, gdy twardniała, nie miałam już siły jej wyciskać.
Dodatkową atrakcją było wycieranie płytek ze wszelkich śladów fugi.
Znam przyjemniejsze zajęcia niż fugowanie.
A swoją drogą, to jak to robią fachowcy? Przecież, gdyby się tak bawili, jak my, to nie zarobiliby na chleb!
Jutro odrywamy się na dwa dni od budowy i jedziemy do Opola. Przenocujemy u moich rodziców, żeby w poniedziałek być we Wrocławiu, gdzie Andrzej odbierze swój dyplom, potwierdzający, że ma prawo pisać sobie przed nazwiskiem dwie literki.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia