Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)
ZUPEŁNIE NIEPOWAŻNA INWESTORKA
O czym myśli poważna inwestorka na etapie wykańczania domu, tuż przed metą, wręcz na progu? O dogrywaniu terminów? O tym, gdzie się podział umówiony fliziarz, którego nie ma na budowie, chociaż powinien być? Na kiedy umówić montaż rekuperatora? Czy nasza pompa ciepła już płynie ze Szwecji? Kiedy będzie można montować schody? Czego jeszcze nie zrobiliśmy, a powinniśmy?
Taaak, o tym wszystkim myśli poważna inwestorka. Ale ja nie jestem poważna albo raczej bywam całkiem niepoważna, więc zdarza mi się pomyśleć nagle, ni stąd ni zowąd, o czymś zupełnie innym. Czymś tak dalece niezwiązanym z budowaniem, że aż wstyd się tu przyznać do takich myśli.
Na przykład o świętach, które w tym roku wypadają w zupełnie nieodpowiednim momencie (jakby nie mogli z nimi poczekać, aż się przeprowadzimy!). Porządki świąteczne? Ależ skąd! Porządki mogę robić tylko w nowym domku, w tym interesuje mnie tylko pakowanie dobytku. Karteczki? No, wypadałoby wreszcie je wysłać , żeby nie doszły po Nowym Roku. Prezenty? Taaak!
Wczoraj tak się dziwnie złożyło, że wychynęłam z Niepołomic i dotarłam do Krakowa. Dziwnie się czułam tak sobie spokojnie idąc po ulicach. Tak właśnie, szłam spokojnie, bez pośpiechu, a nie biegłam. Beztrosko wyjechałam godzinę wcześniej niż musiałam, żeby zdążyć na spotkanie z Andrzejem w BOŚ. W dodatku nie pchałam wózka Małgosi, bo dzieci zostały w Niepołomkach z drugą babcią, która przejęła teraz rodzinny dyżur budowlany.
Rozglądałam się wokół, na wystawach sklepów nie było płytek, narzędzi, a nawet lamp, tylko ubrania (nie robocze), książki, buty, biżuteria... Inny świat!
Weszłam do sklepu i rozmawiałam o gadżetach z nazwą zespołu Queen (Wero ich słucha), a nie o klejach do płytek i fugach!
A potem trafiłam na kiermasz świąteczny na Rynku. Wsiąkłam! Uwielbiam takie kiermasze. Uwielbiam te wszystkie durnostojki, drobiazgi, ozdoby, które tam sprzedają! Uwielbiam chodzić, oglądać, kontemplować, zachwycać się i kupować (najczęściej w planach).
Troszkę się spieszyłam na zaimprowizowanie spotkanie, ale tylko troszkę, tak w sam raz, żeby nie wsiąknąć w kiermasz na zbyt długo. Oglądnęłam pobieżnie wszystko, dokładniej kilka stoisk i ... znalazłam! Aniołek też przyniesie, przynajmniej Weronice, coś do nowego pokoju! Znalazłam przecudnej urody skrzyneczki, puzderka, kuferki, w różnych kolorach, wzorach i stylach.
A potem było spotkanie w kawiarni (tak normalnie posiedziałam w kawiarni!!!) i razem z Ciocią poszłyśmy na kiermasz. Zachwyciła się tym stoiskiem tak, jak ja i zaraz wybrałyśmy cudo dla Weroniki - szufladka na biżuterię z dużym lusterkiem. Były też cuda dla Madzi - cała seria kremowa z różyczkami, ale to chyba jeszcze za "poważny" prezent dla niej. Chociaż kolory i wzór idealne do jej pokoju!
O co prosi Aniołka poważna inwestorka? O krzesła do kuchni? Stół? Sofę? A może chociaż o bordowe i różowe ręczniki do gościnnej łazienki (bądźmy realistami - Aniołek mebla nie da rady przytachać i znienacka upchnąć pod choinką)? Żółto - pomarańczowe ścierki pod kolor kuchni? Narzutę do sypialni?
Tak, poważna inwestorka właśnie o tych rzeczach pisze w liście do Aniołka.
A ja? A ja zachwyciłam się w kamienicy hetmańskiej ... ceramicznym zegarem z zupełnie niepoważnym kotem (lubię mieć w kuchni zegar na ścianie). I tymi drewnianymi puzderkami...
Zupełnie niepoważna jestem!!!
A potem, już na poważnie, załatwialiśmy kredyt na pc i solary.
Atmosfera swiąt wróciła jednak, gdy kupiliśmy kilka prezentów.
O dokonaniach ostatnich dni napiszę, gdy spoważnieję.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia