Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    249
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    361

Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)


Agduś

735 wyświetleń

GRUNT TO GRUNTOWNE GRUNTOWANIE...

Czas najwyższy zdać relację z poczynań ostatnich dni, bo mi znowu zaległości rosną.

Jak już wspomniałam, dyżurna od spraw dziecięcych i domowych była przez kilka dni kolejna babcia. Andrzej pracował, ale ja mogłam od środy popracować na budowie nie narażając się na rozdwojenie jaźni, zeza rozbieżnego i ciężką nerwicę.

W środę nie miałam zbyt wiele czasu na budowlane wyczyny, bo trzeba było jechać do banku po pieniążki. Wpadłam więc rano do domku i z biegu rzuciłam się w wir pracy. Kursowałam wahadłowo pomiędzy salonem a garażem, przy czym kursy powrotne można było potraktować jako odpoczynek. Przeniosłam tak wszystkie dobra nagromadzone w salonie z myślą o wykonaniu w garażu i na strychu przedmiotu marzeń niejednego Polaka sprzed lat kilkunastu - meblościanki na wysoki połysk. Kiedy już wszystkie dechy, deski i deseczki oraz mnóstwo pomniejszego dobytku wylądowały w garażu, pozostało tylko pozamiatanie podłogi. Oczywiście czynność ta podniosła kłęby kurzu, który wygonił mnie z domku. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że jakaś mgła opadła na okolicę, ale szybko okazało się, że to tylko moje zakurzone okulary. Wytarłam je i znów zaświeciło słońce.

Czwartek był już tylko nasz - mój i domeczku. Nikt nam nie przeszkadzał (krótkich odwiedzin mojej mamy i córci nie można nazwać przeszkadzaniem). Od samego rana gruntownie gruntowałam gruntem ściany i sufit na parterze. Ponieważ z większości kontaktów sterczą jeszcze kolorowe druciki, na wszelki wypadek wyłączyłam korki. Jakoś nie miałam ochoty sprawdzać, co będzie, gdy mokrym od gruntu wałkiem dotknę TEGO drucika. Czy teleskop, na którym osadzony jest wałek, przewodzi prąd? Nie wiem. Andrzej twierdzi, że nie, ale ja wolałam nie sprawdzać. Do prądu podchodzę z rezerwą. Wiem na przykład, że PODOBNO tylko jeden z tych trzech drucików kopie. Można nawet w jakiąś odmianę rosyjskiej ruletki grać. Ja tam wolę przyjąć, że kopią WSZYSTKIE druciki.

Łatwo napisać "wyłączyłam prąd w domu". Niby wiedziałam, jak, ale ... ja tam temu prądowi wolę nie ufać. Zapaliłam światło, klapnęłam szerokim czarnym w odwrotnę stronę, trzy czerwone zgasły, ale i tak uwierzyłam, gdy zobaczyłam, że żarówka też nie świeci.

Niestety moja zapobiegliwość pozbawiła mnie też możliwości posłuchania radia. Taka praca na budowie musi szalenie wzbogacać wnętrze człowieka - tyle czasu na przermyślenia! No to się wzbogacałam machając wałkiem. Całkiem relaksujące zajęcie.

http://images2.fotosik.pl/296/1e3bde6f4f567781.jpg

Podczas gruntowania tu i ówdzie pojawiały się różne plamy i plamki.

http://images3.fotosik.pl/295/c742c3ce57c236ee.jpg

Ciekawe, czy będzie widać po zmniejszeniu... Na ścianie nośnej pojawiły się, widoczne dopiero po zamoczeniu ściany gruntem, drobne rysy. Widać granice pomiędzy bloczkami. Tfu, tfu, może tylko tak będą wyglądały sławetne i spodziewane rysy na ścianach?

Po zagruntowaniu całego dołu (z wyjątkiem zagraconego chwilowo pokoju gościnengo i jeszcze bardziej zagraconej łazienki) wystyrmałam się z całym sprzętem na górę. Tutaj mogłam gruntować tylko ściany (drugi raz), bo sufity... Oj, długo by pisać o sufitach....

W pewnej chwili rzuciłam okiem za nasze okno i... zachwyciłam się. Przez moment zastanawiałm sie, jak bardzo jestem zachwycona. Bardzo byłam. Tak bardzo, że zeszłam po drabinie na dół po aparat (doceńcie siłę mojego zachwytu!). Przy okazji solidnie dołożyłam do kominka, w którym już przygasło i otworzyłam popielnik, żeby ogień się rozpalił. Swój zachwyt utrwaliłam na zdjęciach. Wieeelu zdjęciach... Baaaardzo wielu... Dobrze, że Weronika ma cyfrówkę, bo filmy pożarłyby niezły kawałek domku.

http://images3.fotosik.pl/295/6aae766d9559e623.jpg

href="www.fotosik.pl" rel="">http://images2.fotosik.pl/296/6bbd995c6a941cef.jpg

href="www.fotosik.pl" rel="">http://images4.fotosik.pl/251/ba2643e18244f786.jpg

href="www.fotosik.pl" rel="">http://images1.fotosik.pl/305/9816dacda0b0e939.jpg

href="www.fotosik.pl" rel="">http://images4.fotosik.pl/251/cc49f3a5c3892914.jpg

 

Gdy już skończyłam utrwalać przedmiot mojego zachwytu, zauważyłam niepokojący blask bijący z dołu. Serce natychmiast zmieniło miejsce pobytu i uplasowało się w gardle. Na szczęście ogień nie opuścił właściwego dla siebie miejsca i szalał tylko we wkładzie oświetlając cały parter. Upchnęłam serce z powrotem tam, gdzie powinno spokojnie siedzieć i zeszłam na dół zamknąć popielnik. Po chwili skonstatowałam ze zdumieniem, że zrobiło się ciemnawo. Było to poniekąd możliwe do przewidzenia - skoro przed chwilą zachwycałam się zachodem słońca, to można było się spodziewać zapadnięcia zmroku.

Co robić? Jak robić? Z determinacją kamikadze poszłam do zupełnie już ciemnej kanciapy i po omacku włączyłam prąd. Ciarki chodziły mi po grzbiecie, gdy wkładałam rękę do skrzynki. Chyba niewiele gorzej czułabym się wkładając ją pomiędzy belki drewna na opał ułożonego za odmem w Australii (kto nie wie, dlaczego, niech obejrzy programy św. pamięci Łowcy Krokodyli). Udało się. Prąd nie wyskoczył na mnie znienacka, nic mnie nie kopnęło, światło zapaliło się, więc wróciłam do pracy.

Tym razem musiałam już unikać drucików, co nie zawsze mi się udawało. Chyba ze dwa razy trafiłam jednak na te "ślepaki" albo rzeczywiśice teleskop do wałka nie przewodzi prądu, bo nic mnie nie popieściło.

Kiedy o 17.35. podjechał po mnie Andrzej, parter był zagruntowany pierwszy raz a ściany na piętrze drugi.

Nastąpiła zmiana - ja porodzicowałam dzieciom, a Andrzej pojechał do domku. Kolejny upojny wieczór spędził na ciapaniu i szlifowaniu skosów i sufitów na górze. Oczywiście każdy fachowiec złapałby się za głowę na widok tych poczynań, ale nas, z konieczności, musi to zadowolić. Próby uzyskania gładkich powierzchni za pomocą gipsu do gładzi firmy Dolina Nidy (nie polecam), szerokiej szpachli i szlifierki oscylacyjnej Toya mogłaby doprowadzić do rozpaczy najodporniejszego. (Mnie doprowadzają regularnie!) Gips po pierwszych 10 minutach pracy zaczyna wzbogacać się w dziwne, niewiadomego pochodzenia ziarenka. Rosną jak perły w perłopławach, tyle tylko, że są mniej pożądane. Zostawiają na płytach gk głębokie rysy, które potem trzeba od nowa zaciapywać... Dla mnie koszmar! Na koniec, już po wyschnięciu zaczyna się mozolne szlifowanie. Andrzej nie pozwolił mi zamieścić tu jego zdjęć zrobionych podczas wykonywania tej czynności. Szkoda. Malowniczo wyglądał...

A efekty? Zobaczymy po malowaniu.

W piątek Andrzej wykorzystał ostatni niezaplanowany dzień tegorocznego urlopu. Od rana ciapał i szlifował. Dołączyłam po rozprowadzeniu dzieci tu i ówdzie. Tym razem przypadło mi w udziale całkiem wdzięczne zajęcie - gipsowanie dziur. Czułam się niemal jak konserwator zabytków, gdy tak sobie chodziłam po domu, szukałam, wypatrywałam. Zaciapałam, wyrównałam, wygładziłam, dopieściłam i znowu szukałam. I tak rysa po rysie, dziurka po dziurce wyrównywałam ściany. A było tego niemało, oj, niemało! Nie pieścili się następni wykoanwcy z naszymi tynkami. Zwłaszcza elektrycy podczas ostatniej wizyty brutalnie je potraktowali poszukując gniazdek zaciapanych dokładnie przez tynkarzy. Jednego nie znaleźli mimo fachowego szurania i obstukiwania młotkiem ściany. Niestety nie mieliśmy tego gniazdka na zdjęciach. Poważnie zastanawiałm się nad skuciem na ślepo tynku w podejrzanej okolicy, ale, na szczęście, Andrzej miał lepszy pomysł. Wiertarką nawiercał co kilka centymetrów aż znalazł. Nawet niedaleko miejsca, gdzie kułam chwilę wcześniej.

Obertynkarz zarzekał się, bijąc w piersi, że tynki będą miały 3 do 5 mm. Nie iwem tylko, o jaką jednostę miery mu chodziło. Milimetry to nie są, mile morskie też nie... Elektrycy, wprawdzie wątpiąc w prawdomówność tynkarza, ale chcąc być w porządku, pracowicie kuli ściany, żeby ukryć kable, które spod tak cienkiego tynku musiałyby wystawać. Tymczasem ... (to te odnalezione gniazdka)

http://images1.fotosik.pl/305/43b7f6e67610bc6c.jpg

 

 

Wieczorem babcia zakończyła dyżur. Zostawiła dopieszczone wnusie (zwłaszcza najmłodszą, która przez całe przedpołudnia miała babcię na wyłączność, z czego skwapliwie korzystała)

Dzisiaj Andrzej zawiózł Wero na zawody i pojechał po mozaikę. Była. Tyle, ile zamawialiśmy. Za tyle, za ile miała być. Wtedy, kiedy miała być. Takie rzeczy też się zdarzają!

Tymczasem ja zajęłam się bałaganem w starym domu, który osiągnął masę podkrytyczną i groził wybuchem.

Po odebraniu najstarszej córki i dostarczeniu średniej na imprezę do kolegi, stawiłam się na budowie. Okazało się, że szlifierka oscylacyjna marki Toya dokonała żywota i dalsze szlifowanie ścian jest chwilowo niemożliwe. Na szczęście zostały już tylko łazienki i niedostępny przy braku schodów fragment sufitu w korytarzu. Trzeba to będzie załatwić przed wprowadzką, bo nie wyobrażam sobie wycierania tego kurzu z czegokolwiek.

Wydawałoby się, że już tak nieiwele do zrobienia zostało, ale co przyjdziemy, to coś nowego zauważamy. A to dokończyć układanie płytek w spiżarce i pod zbiornikiem wody kotłowej, a to zacementować pod progiem wejściowym, a to odskrobac ciapy zaschniętego gipsu w podłóg, a to wreszcie skończyć gruntowanie. Nie ma końca. Na szczęście nasze drewno komonkowe okazało się doskonałą zabawką. Specjaliści z Lego wymyślają nowe wzory klocków i sprzedają je za nieprawdopodobne pieniądze, a tymczasem ścinki drewna podobne do klocków dostarczyły dziwczynom tyle radości, bo było ich duuuuużo. Na dole zapanowała pełna skupienia cisza, a po dłuższym czasie zaprezentowały nam zamek królewny uwięzionej przez smoka. W rolach głównych: Małgo jako Królewna, Wero jako Smok i drewno kominkowe jako zamek. Zbudowały z nieregularnych kawałków podobnych do prostopadłościanów (przepraszam, jeżeli coś pomieszałam) o różnej wielkości całkiem wysokie ściany!

Właśnie spacyfikowałam przychówek, wysłuchawszy uprzednio relacji z imprezy i siadłam do pisania, podczas gdy Andrzej relaksuje się i wzbogaca swoje wnętrze gruntując drugi raz dół i sufity na górze.

A na deser zdjęcie naszych płytek w garażu:

http://images4.fotosik.pl/251/f0d7bd209462c628.jpg

Jak widać, projektant tych wybitnie oryginalnych wytworów ludzkiej fantazji, wykazał się nielada pomysłowością. nie tylko zrezygnował z oklepanej formy płytek o jednakowych wymiarach, ale jeszcze zadbał o ich ciekawą formę w trzecim wymiarze. Czy widzicie te fantazyjnie zadarte do góry rożki? Zachwycające! Nieprawdaż?

I to by chyba było na tyle.

Na razie...

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...