Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    249
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    360

Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)


Agduś

602 wyświetleń

DRGNĘŁO!

Najpierw musiałam otrząsnąć się z poświątecznego rozleniwienia, potem czasu nie miałam, ale teraz zabieram się za odrabianie zaległości.

Jak już wspomniałam, pracowicie spędziliśmy dni pomiędzy świętami a Nowym Rokiem. Zajmowaliśmy się głównie pracami plastycznymi, a dokładniej malarstwem ściennym. Jako że jedyną dostępną farbą była biała, nasze prace są dziwnie podobne do siebie, trudno wskazać styl i rozpoznać temat. Niemniej jesteśmy na ogłół zadowoleni ze swoich dzieł, chociaż niektóre wymagają poprawek. Zostało nam też jeszcze trochę wolnego miejsca na dalszą twórczość. Zapewne nie zostawilibyśmy ani skrawka, gdyby Andrzej nie został bardzo oficjalnie odwołany z urlopu w celu wyprodukowania nadzwyczaj ważnej tabelki i przybicia kilku niemniej ważnych pieczątek.

Nie ograniczyliśmy sie do jednego rodzaju działalności, o nie! Wybraliśmy i zamówiliśmy w hurtowni wszystkie gniazdka i kontakty (ładne nawet i z rabatem), wybraliśmy i zamówiliśmy fliziarza (nie w hurtowni, tylko w detalu, więc bez rabatu) oraz upewniliśmy się, że linoleumiarz ma zamiar położyć nasze linoleum. Poza tym uzyskaliśmy obietnicę, że w przewidywalnej przyszłości dostaniemy naszą pompę ciepła.

Spotkanie z fliziarzem było bardzo długie i wyczerpujące. Zostaliśmy przesłuchani na okoliczność wszystkich naszych pomysłów łazienkowych i zaopatrzeni w długą listę niezbędnych zakupów. O ile pomysły na górne łazienki zostały zaakceptowane bez zastrzeżeń (mimo szaleństwa w łazience dzieci), o tyle dolna nie wzbudziła zachwytu. Pan był tak dalece zdegustowany naszymi (moimi - przyznajmy to szczerze) pomysłami, że zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy tego zadania nie powierzyć komuś innemu. Nie "podeszły" mu ścianki z luksfer (bo tylko dwa razy takowe budował), osadzenie w nich drzwi do kabiny pod kątem uznał za niemożliwe do wykonania, flizowany brodzik możliwie najniższy i bez progu też nie wzbudził entuzjazmu. W ogóle najlepiej by było, gdybyśmy chcieli mieć tak zrobioną łazienkę, żeby się panu fliziarzowi wygodnie robiło a potem podobało. Ponieważ jednak o górnych mówił sensownie i zaproponował, żebyśmy oglądnęli jego pracę na ekspozycji w tutejszej hurtowni, postanowiliśmy powierzyć mu wykonanie przynajmniej tamtych łazienek.

W ferworze walki zapomnieliśmy o najwazniejszym pytaniu: ILE?

W Sylwestra prace na budowie ograniczyły się do położenia progu w drzwiach wejściowych (okazał się o 4 cm za szeroki - pozdrowienia dla pana L.), bo musieliśmy usmażyć tradycyjny sylwestrowy chrust.

I tak przywitaliśmy Nowy Rok. Nawet dwa razy go witaliśmy. Pierwsze powitanie dla dwuipółlatków odbyło się po dobranocce. Andrzej odpalił połowę zakupionych na tę okazję ładunków wybuchowych, co wywołało mieszane uczucia zachwytu, fascynacji i strachu. Drugie powitanie Nowego Roku odbyło się tradycyjnie o północy i uczestniczyli w nim dorośli i "prawie" dorośli członkowie rodziny.

Chcieliśmy zainicjować rok, zabierając dzieci na ślizgawkę, jak w zeszłym roku, ale obecnej pogody nie wytrzymało nawet sztucznie mrożone lodowisko na Błoniach, więc skończyło się na zabawie w berka w Parku Jordana, dzięki czemu odkryliśmy, że buduja tam świetny plac zabaw. Oczywiście nie obyło sie bez akcentu budowlano - wykończeniowego. Zauważyliśmy ciekawe pokrycie powierzchni ziemi pod urządzeniami do zabaw. Były to jakieś miękkie i przepuszczające wodę płytki. Niedługo powinniśmy wiedzieć o nich więcej.

Drugiego stycznia czekałam w domku na fliziarza. Czas mijał, napiecie rosło. W końcu nie zdzierżyłam (spóźnienie - godzina) i zadzwoniłam. Na szczęście usłyszłam, że pan wybiera się do nas i niedługo będzie.I rzeczywiście był.

Zaczął od wycenienia swojej pracy. W napięciu czekałam na werdykt, a pan, nie spiesząć sie mierzył, liczył, mierzył i liczył... aż w końcu rzekł: 2900 za dwie górne łazienki. Było to trochę więcej, niż się spodziewałam, bo jego poprzednik, zanim zniknął bez śladu, bąknął 3000 za trzy łazienki, no ale cóż miałam robić? Mimo moich podchodów pan nie był skłonny obniżyć ceny. Postanowiłam, że w takim razie będziemy baaardzo wymagający i... przyklepaliśmy cenę. Wręczyłam panu fliziarzowi klucz do domku i oboje wybyliśmy. Ja do domu, a on po resztę ekipy (w sumie trzyosobowej).

W środę, oczywiście, musiałam pojawić się rano w domku, żeby rozwiać wątpliwości co do wyglądu tego czy owego szczegółu. Okazało się, że chyba nas trochę przyćmiło, gdy wyliczaliśmy potrzebne ilości płytek. Jednych mieliśmy o dwie paczki za dużo, drugich wręcz przeciwnie, czyli o tyleż za mało. Na szczęście te kupione w nadmiarze pochodzily z Obi i mieliśmy fakturę, więc nie było problemu z ich oddaniem.

Ciąg dalszy po przerwie, bo skończyła się dobranocka i pora na wieczorny obrządek.

Zaraz zrobię "klik - enter" i tak mi stuknie tysiączek!

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...