Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)
DO JK69
Po przemyśleniu sprawy doszłam do wniosku, że to, w jakiej porze roku zakończymy budowanie (czytaj - będziemy mieć podłogi) zupełnie nie zależy od nas ani nawet wykonawców, tylko od matki natury, która wyraźnie cierpi na poważną sklerozę. Zapomniała o zimie i zaraz po przydługiej jesieni ogłosiła wiosnę. Trzy dni temu była jesień, a przedwczoraj nadeszła wiosna! Skonstatowałam to ze zdziwieniem, gdy po rozstaniu z Weroniką, która skręciła w stronę szkoły, mogłam zwolnić biegu i już spokojnie udawałam się na targ. Pachniało wyraźnie wiosną!!! Kiełkującą trawą, pęczniejącymi pąkami na drzewach, mokrą ziemią i tym czymś jeszcze, czego nie umiem zidentyfikować.
Nieodmiennie od lat te zapachy wywołują we mnie jakieś dziwne uczucia. Przede wszystkim mam nieodpartą ochotę rzucić wszystko, pakować plecak i ruszać w góry. W dodatku, wracając już z przedszkola, spojrzałam za nasz dom i zobaczyłam majaczące na horyzoncie górki. Tymczasem jeszcze nie pora! Jeszcze dzień za krótki!
Idąc odruchowo wyglądałam w ogródkach kiełków wiosennych kwiatków! Brakowało mi łat topniejącego śniegu. Zamiast tego wszystkiego widziałam świątecznie ubrane choinki. Abstrakcja!
Reasumując, jeżeli matka natura przypomni sobie o zimie, mamy szanse skończyc zimą, a jeżeli nie, to przeprowadzimy się dopiero wiosną. No chyba, że wróci jesień.
Póki co, wiosna trwa.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia