Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)
ODCINEK BARDZO DOMOWY
Zanim nastąpi obiecany ciąg dalszy przygód z linoleum, pochwalę się dzisiejszym pobytem w domku.
A w domku zrobiło się już bardzo domowo!
Ponieważ zapowiedziano pogodę pod zdechłym Azorkiem, a 2/3 dzieci coś się rozkaszlało (zdyscyplinowane dzieci nauczycielskie chorują tylko w ferie i w wakacje, nawet, gdy mama nie pracuje - ot tak, żeby nie wyjść z wprawy), postanowiliśmy zapewnić im rozrywki wewnątrz domu. Zabraliśmy mały telewizorek, magnetowid, kilka kaset, co atrakcyjniejsze zabawki, wałówkę i ... dwa fotele. Po drodze odebralismy na poczcie paczkę z wymarzonym prezentem urodzinowym Weroniki (klocki Geomag), który zapewnił zabawę na czas dłuższy.
Zaczęło się od śniadania:
http://images4.fotosik.pl/288/7e44d2fe0a188f95.jpg
Potem dzieci zajęły się rozrywkami, a my ... też rozrywkami. Tak się rozrywaliśmy do wieczora. Już niejedną sobotę spędziliśmy podobnie, ale ten pobyt w domku był zuuuupełnie inny! Można było (po pokonaniu drabiny) skorzystać z najważniejszych zdobyczy cywilizacji i spuścić wodę! Nawet deski już są! Można było umyć ręce w ciepłej wodzie (zapomnieliśmy zabrać mydła ) i nie była to woda z wiadra postawionego na kominku! Było ciepło, przytulnie i domowo! Na obiad wprawdzie jeszcze tradycyjna budowlana pizza na telefon, ale, czyż taki szczegół może rzutowac na ogólne wrażenie domowości?
Wróciliśmy tu po dobranocce, pierwszy raz obejrzanej w nowym domu!
Przed południem fliziarze dokończyli robić w górnych łazienkach to, co mieli tam zrobić. Dla nas zostało szlifowanie ścian i malowanie ich. Trochę się im to przeciągnęło, bo planowali skończyc w 5 dni, a pracowali dwa razy dłużej. Nie mam im tego za złe. W końcu faceci tak mają - zawsze podany przez nich czas wykonania jakiejś czynności trzeba pomnożyć co najmniej przez dwa, a w niektórych szczególnych wypadkach należy przyjąć jednostke o rząd większą (dobrze, że Andrzej tego nie czyta, bo by zaraz coś marudził o damskich szowinistkach!) Pod tym względem można facetów dzielić na dwie grupy - tych, którzy przyznają, że tak właśnie jest i tych, którzy idą w zaparte, choćby się im udowadniało to na każdym kroku. Jeżeli jest jeszcze trzecia grupa - tych, którzy potrafią dokładnie określić czas wykonywania jakiejś czynności, to proszę o informacje - ja takich nie spotkałam, muszą to być rzadko występujące egzemplarze.
Na koniec tych damsko - szowinistycznych dywagacji dodam z podziwem, że Andrzej (nie wiem, jak inni) w zadziwiający sposób potrafi przewidzieć czas dojazdu w jakieś miejsce z dokładnością do jednej minuty. Jeżeli nie zajdą na drodze nieprzewidziane okoliczności, nie myli się.
Jak już wspomniałam, nie żałuję fliziarzom tych dodatkowych dni, bo linoleum i tak nie miał kto w tym czasie kłaść, a trzeba przyznać, że swoje zrobili nad wyraz starannie i porządnie. Poza jednym konikiem morskim na wannnie dziewczyn, który to, nie wiedzieć dlaczego, pływa ogonkiem do góry, właściwie wszystko inne jest w porządku. Kilka rzeczy bym zmieniła, ale to też nasze niedopatrzenia (np. maszt żaglówki powinien być bardziej z przodu, żeby żagle miały lepsze proporcje - teraz fok jest prawie równy powierzchnią grotowi, poza tym płytka na maszt powinna zostać pocięta tak, żeby słoje się układały pionowo, a nie poziomo). Płytki "oceanu" można było na ścianie podciągnąć wyżej - do górnej krawędzi wanny, bo teraz rufa wisi w powietrzu. Może to tak na fali się uniosła?
Nie zaznaczyliśmy tego, więc nie możemy mieć pretensji. Panowie wszystko robili pod dyktando, ale o to akurat nie zapytali.
Po odkryciu w pokoju Małgosi, że druga warstwa farby dała już całkiem ładną powierzchnię, postanowiliśmy zamówić w składzie farbę w docelowym kolorze. W większości pomieszczeń będzie to kolor kremowy, później wzbogacony jakimiś dodatkami. Ponieważ biała farba się kończy, nie bedziemy na drugie malowanie zamawiać już białej. Na razie nie wybraliśmy jeszcze kolorów do hollu i korytarza na górze. Wiem, jakie chciałabym tam mieć, ale jeszcze nie wiem, który na której ścianie. Potrzebny mi na gwałt dobry program do projektowania wnętrz! Nie mówcie, że nikt z Was z żadnego nie korzystał! Nie bądźcie tacy! Podzielcie się wiedzą!
Specjalnie dla Dominiki:
Pc hula, jak powinna. Dzisiaj solary nie miały okazji się wykazać. Muszę jeszcze zadać P. Kuraszykowi krótką serię pytań o ich działanie, ale może dam mu spokój do poniedziałku.
Z tą podłogówką, to są rzeczywiście jakieś czary! Zawsze Andrzej twierdził, że jestem zmarzluchem (jego zdaniem każdy, kto nie potrafi wleźć zimą do śpiwora w namiocie w samych, za przeproszeniem, gaciach i zasnąć, jest zmarzluchem). W bloku nasz termometr zawsze pokazywał 20 st., bez względu na to, czy marzłam w swetrze, czy chodziłam latem w T-shircie. Byłam przekonana, że to jakiś szwindel z tym termometrem jest! Oczywiście zimą było mi ciągle za zimno.
Nasze aktualne lokum zeszłej zimy przeprowadziło nam niezły trening, bo piecyk Mini-Term hucząc całą mocą doprowadzał wnętrze domku do tropikalnej temperatury 15 - 16 st. Rachunki za gaz były nieadekwatne do tego szaleńczego upału - 550 zł miesięcznie za ogrzanie 60 m2 to mało zadowalający wynik! W efekcie tegoroczna temperatura, osiągana przy minimalnym grzaniu, wahająca się pomiędzy 18 a 19 st., całkowicie mnie zadowala. Tymczasem w domku przy nastawieniu temp. wody kotłowej na 25 st i takichż wymaganiach dla podłogówki mamy pomiędzy 17 a 18 st (przy czym tej górnej liczby nie osiąga, jeżeli nie dogrzewa przez okna słoneczko). Pracując w tych warunkach można sie zgrzać! Dzisiaj podczas malowania ścian wystarczał mi krótki rękaw. Kiedy siadałam, ubierałam sweter i było mi prawie za ciepło.
Na zakończenie obiecany wczoraj temat linoleum (i nie tylko).
Umówiłam się w domku z przedstawicielem firmy nr 3 o bardzo wygodnej dla mnie godzinie 8.30. Był punktulany (nawet chwilę przed czasem zadzwonił, że juz jest koło cmentarza). Pooglądał wylewki, upewnił się co do sposobu badania stopnia ich wilgotności (cechą charakterystyczną okazało się to długie upiornie głośne telepanie zbiorniczkiem z próbką) i zapowiedział, że to, co mnie najbardziej interesuje, czyli cenę i datę, poda telefonicznie po przyjeździe do firmy.
Pogadaliśmy sobie potem o budowaniu (pan planuje), a następnie zostałam zaatakowana pytaniami przez Głównego Fliziarza. Odpowiadałam popatrując na zegarek, bo już miałam odbierać z busa ciocię, która przyjechała reprezentować swoja siostrę, a moją mamę na przedstawieniu z okazji Dnia Babci w madziowym przedszkolu. Na szczęście ciocia jest osobą nadzwyczaj wyrozumiałą, więc wiedziałam, że mogę ja zaprosić co samochodu, mimo że stan czystości jego wnętrza pozostawia wiele do życzenia. Myślę, że w przeciętnej wywrotce (na pace) nie jest brudniej. Doraźnie działania podejmowane w chwilach rozpaczy, nie na wiele pomagają, ponieważ naszemu budowlanemu autku neleży się generalne sprzątanie.
Wydarłam na przystanek, zabrałam ciocię i nawet na kilka minut podjechałyśmy do domu. Odwiozłam ją potem do przedszkola i wraz z Małgo, która koniecznie jeszcze raz chciała zobaczyć jasełka z siostrą w roli anielicy zostawiłam tam. A potem przez trzy kwadranse oddawałam się psychoterapii plotkując z koleżanką w jej domu. Gdy wybiegałam kurcgalopkiem do przedszkola po sms-ie od cioci, ustaliłyśmy, że koniecznie musimy częściej urządzać takie sesje terapeutyczne.
Małgo tym razem nie wystąpiła z pytaniami o wielkie gluty, za to śpiewała kolędy z przedszkolakami i o mało nie włączyła się do tańca.
Telefon od przedstawiciela firmy nr 3 odebrałam juz w domu. Cena, którą podał, zaskoczyła mnie bardzo niemile - 45 zł za m2 wylewki i układania! Wcześniej mówili o 38 zł! Pewnie, zdając sobie sprawę z tego, że zależy nam na czasie (musiało wyjść podczas ustalania terminu rozpoczęcia robót) wiedzieli, że nie będziemy wybrzydzać. Ustaliliśmy, że ekipa pojawi się o 9.30. Na koniec, jak podczas każdej naszej rozmowy, usłyszałam, że oni są porządną firmą, zawsze robią to, co obiecają i zawsze odbierają telefony. Ustaliliśmy także, że niekoniecznie chcemy (my) wzbogacać nielubianych, więc pewne dokumenty nie muszą powstawać.
Wśród zadań popołudniowych miałam tylko poodbieranie wyedukowanych dzieci, urządzenie awantury w firmie od internetu i wywiadówkę w szkole, więc ten dzień można uznać za spokojny.
I tak zaczęły się ferie!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia