Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    249
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    359

Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)


Agduś

530 wyświetleń

W OCZEKIWANIU NA PODŁOGI

Ten post został napisany wczoraj (i szczęśliwie zapisany!), ale nie udało mi się go wysłać ani upiększyć zdjęciami. Zapewne była to wina wiatru, który dmuchnął solidniej i porwał fale radiowe niosące nasze połączenie z internetem. Żeby było śmieszniej, w nocy przyszła normalna wiosenna burza!

W poniedziałek, by nie przeszkadzać, pojechaliśmy do Krakowa to i owo kupić lub zwrócić, jeżeli wystąpiło w nadmiarze. Zostało nam np. mnóstwo jakichś dziwnych kawałków aluminium. Kupował to Kierbud do przykręcania płyt gk, ale faktura była wystawiona na nas. Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że oddano nam za to ponad stówkę.

Jak to w takich wypadkach bywa, czas mijał zaskakująco szybko, dzieci głodniały, więc wykonaliśmy wypróbowany manewr, czyli niespodziewany najazd na ciocię, zaopatrzywszy się uprzednio w różne pierogi itp. wyroby. Pozostawiwszy pałaszujące te pyszności dzieci pod opieką cioci, wyruszyliśmy na dalsze zakupy. Wciąż bezskutecznie poszukujemy profilu aluminiowego o przekroju trójkąta równobocznego i długości boku 7 – 8 cm. Wiemy, że takowe istnieją, są produkowane w Kętach, ale w Krakowie jakoś nikt nie chce nimi handlować.

Co można robić, czekając na podłogi, zwłaszcza, gdy w umowie z firmą, która ma je układać jest wyraźnie napisane, że mamy się powstrzymać od prac mogących zapylić wylewkę?

Można wyjść przed dom lub na strych, co właśnie uczyniliśmy.

We wtorek mogliśmy już podziwiać tę niezwykłą wylewkę. Widać różnicę pomiędzy „starą” i nową. Nowa jest jaśniejsza i gładsza.

Niestety, widzę, że nie uda mi się dzisiaj wzbogacić tego odcinka w zdjęcia. Nie jestem nawet pewna, czy uda mi sie go wysłać przy obecnym stanie połączenia z internetem. Pozostaje mi tylko obiecać, ze wkleję przygotowane już zdjęcia, gdy tylko będzie to możliwe. Tymczasem napiszę tylko:

ZDJĘCIE NR 1

Rano pojawił się fliziarz, rzucił okiem na wylewkę i zastanawiał się, czy nie zabierać się do kończenia dolnej łazienki. Został ostrzeżony przez Andrzeja, że owszem może zaczynać pracę, jeżeli bardzo chce, ale, gdyby uszkodził tę drogocenną warstwę, to ona kosztowała jedyne 20 tys. zł. Chyba nabrał respektu, bo zrezygnował z pracy i obiecał poczekać na ułożenie linoleum. Zaskoczył go widok śladów małych stópek w miejscu, gdzie tak starannie przygotował podłoże do flizowania. Nietrudno będzie ustalić winowajczynię. Na pewno nie jest to Weronika, której śladów nikt nie nazwałby „śladami małych stópek” z racji szokująco wielkiego rozmiaru obuwia.

ZDJĘCIE NR 2

Na strychu poprzykręcaliśmy do ścian płyty gk. Nie wystarczyło ich na całe ściany, ale chodziło bardziej o usunięcie ich z podłogi niż o efekt artystyczny.

Dokładnie rzecz biorąc, to przykręcał Andrzej, a my z Weroniką występowałyśmy w roli Atlasów. Wprawdzie nie dźwigałyśmy na barkach całego sklepienia niebieskiego a jedynie przykręcaną właśnie płytę, ale najwygodniej nam było robić to w znanej z architektury pozycji.

Kolejnym zajęciem było przykręcanie płyt OSB na podłodze. Na zdjęciu nie widać tego etapu, ale teraz już prawie cała podłoga jest gotowa. Zostały jeszcze tylko małe kawałki, które trzeba docinać dokładnie, bo w tych miejscach przechodzą rury wentylacji.

Jak widać, na strychu wylądowały już pierwsze przeprowadzone worki z rzeczami.

ZDJĘCIE NR 3

Przed domem oddłubywaliśmy glinę naniesioną na naszą pięknie utwardzoną drogę. Gruba warstwa tego paskudztwa mocno wbita w kamienie przejawiała dziwne właściwości. Otóż, gdy ktokolwiek przeszedł po niej, zostawała w dużych ilościach na butach z zamiarem przemieszczenia się do domku. Oczywiście nie miała najmniejszej ochoty pozostać na prowizorycznej, z założenia bardzo skutecznej, wycieraczce, zbitej przez Andrzeja z deseczek. Za to natychmiast po dostaniu się do domku, rozstawała się z butami i zalegała radośnie na podłodze. Od podłoża też odklejała się niechętnie, więc skuwaliśmy ją szpadlem i wyrzucaliśmy w pole łopatą.

Podejście do domku jest na razie równie prowizoryczne jak wycieraczka. Andrzej wykorzystał kamienie, które pozostały nam z innych etapów budowy, i wysypał nimi "chodniczek" od nieistniejącej furtki do istniejących drzwi.

 

Przy okazji wyjazdów do domku ładujemy w Felusię ile wlezie. Na razie prawie opróżniliśmy strych i zabraliśmy małe co nieco z garażu. Nareszcie przestanę częstować gości kawą w dwóch posiadanych „na dole” filiżanek (każda jest inna), podczas gdy trzy ich komplety leżą spokojnie w którymś pudle na strychu. Weronika nie będzie musiała wypożyczać lektur z biblioteki, bo większość książek nudzi się w jakimś pudle w garażu. Swoją drogą, jeżeli przeżyliśmy dwa lata bez tych wszystkich rzeczy, których nie rozpakowaliśmy, to zapewne nie są to rzeczy niezbędne. Czyli są to niepotrzebne graty, w które obrośliśmy. Za to ile przyjemności sprawi mi rozpakowywanie ich!

Jak widać w przedsionku czeka już na rozpakowanie część książek. Jeszcze poczekają, bo półek nie ma, a w pierwszej kolejności powstaną szafy ubraniowe u dzieci, ale i książki się doczekają!

ZDJĘCIE NR 4

Madzia dostała od nas różyczkę w doniczce i od razu zawiozła ją do swojego pokoju. Andrzej znalazł nawet dla niej odpowiednią osłonkę doniczki. Oto pierwszy kwiatek w naszym domku!

ZDJĘCIE NR 5

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...