Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)
CISZA PRZED BURZĄ
Jak zwykle jem sobie śniadanko przy klawiaturze.
Zwarta i gotowa podjechałam pod domek zaraz po odstawieniu Weroniki do szkoły. Wbrew wczorajszym, mrożącym krew w żyłach zapowiedziom, że zaczną o 7 - 8 rano, panów po 9 jeszcze nie było. Tzn. samochodu przed domem nie było, ale chyba na piechotę z Węglówki nie przyszli.
Podjechałam na targ, żeby zrobić zakupy i na rozgrzewkę obtańcować Pana Od Okien. To trudne zadanie, bo on zaczyna się giąć w ukłonach i kajać, gdy tylko przekraczam próg. Zdążyłam wyrzucić ze dwa ostre zdania, cały czas za podkład muzyczny mając jego zapewnienia, że w tym tygodniu to już na pewno, na 100%, na 1000% zamontuje te zamki!!! Jak łatwo się domyślić, wina leży nie po jego stronie - zawala Gerda. Ciekawostka, bo dwa tygodnie temu twierdził, że zamki już (JUŻ!!!) ma. Oczywiście, nie zmieniając tonu, wyraziłam mój zdecydowany brak wiary w te zapewnienia, ale Pan L. nie zmieniał piosenki. W ramach przeprosin chyba wręczył Małgosi maskotkę Oknoplastu - granatowego smoka. Zapowiedziałam, że to jest ostateczny termin. Potem chyba zapytamy Gerdę, czy to prawda, że przez pół roku nie mogli dostarczyć Panu L. dwóch zamków do kupionych i zamontowanych juz dawno drzwi.
Nie omieszkałam zgłosić reklamacji dwóch okien, które podczas okropnej ulewy nam przeciekły. Fakt, że lało i wiało wyjątkowo, zacinając własnie w te okna, ale to nie usprawiedliwia faktu, że pod nimi było mokro. Pan L. był oczywiście zdziwiony niepomiernie i obiecał sprawę zbadać na miejscu.
Po zakupach podjechalam jeszcze raz pod dom, ale sytuacja nie uległa zmianie. Czekam jeszcze na telefon z Globaltechu, bo mają dzisiaj zacząć montować centralę, anemostaty i inne takie.
Wieczorem postaram się zdać relację z tego, jak stałam się facetem.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia