Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    249
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    359

Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)


Agduś

494 wyświetleń

WZLOTY I UPADKI

 


Z powodu braku czasu ciągle ląduję na drugiej stronie!

 


Właśnie skończyłam sprzątanie po malowaniu naszego pokoju i jednej ściany pomieszczenia, w którym teraz siedzę i te słowa wklepuję.

 


Andrzej z obrzydzeniem kończy montowanie ościeżnicy kolejnych drzwi. Z obrzydzeniem, bo robi to za pomocą pianki montażowej, która ma przedziwną zdolność klejenia się do rąk i wszystkiego w swoim otoczeniu. Jest okropna! Wiem, bo się nią ulepiłam, kiedy osadzałam prowizorycznie skrzynkę na listy w słupku.

 


Jutro wreszcie przeniesiemy nasze łoże małżeńskie (conieco zdekompletowane jeszcze) do NASZEJ sypialni. Małgo już się nie może doczekać. Wieczorem nieprzytomnie śpiąca marudziła, żebyśmy jeszcze dzisiaj się wynieśli. Biedna, nie miała dotychczas miejsca na rozłożenie wszystkich torów i uliczek.

 


Łoże na razie pozostanie w formie obecnej, czyli beznożnej. Zażyczyłam sobie wykonania nowego wezgłowia i do kompletu tego w nogach. Całe łoże jest dziełem Andrzeja i powstało z desek, które w Opolu pełniły funkcję półek na książki u dzieci. Jednak teraz, stojąc na dotychczasowych nogach pod skosem, byłoby zbyt wysokie, żeby wygodnie na nim usiąść, oprzeć się i poczytać.

 


Sypialnia jest ŻÓŁTA. Niestety bez wątpienia jest to kolor zółty, a nie kremowy. Nigdy więcej wybierania kolorów farb z próbnika!!! Nigdy!!! Zamówiliśmy trzy wiadra farby, która wydawała nam sie kremowa. Dostaliśmy trzy wiadra intensywnie żółtej! Teraz Andrzej miesza ją z białą pół na pół, a potem dodaje odliczany kroplami brązowy pigment. Dzięki temu nasze ściany nie są wściekle żółte, ale też i ecru to nie jest. Jakoś chyba przeżyję to, co zresztą własnoręcznie nanosiłam wałkiem na ściany. To w końcu tylko kilka lat. Potem znowu malowanie. Kupimy sobie BIAŁĄ farbę i pigmenty!

 


Póżno już, więc jeszcze krótko o tytułowych wzlotach i upadkach:

 


Tuż po wprowadzce z lekkim niedowierzaniem spoglądałam na otaczające mnie ściany. Jak to? To nasze? (No, może jeden bank miałby nieco inne zdanie na ten temat.) Tu będziemy mieszkać? Tyle miejsca???

 


Potem wpadłam w lekką euforię, która znakomicie pomogła mi w doprowadzaniu domu do stanu pozwalającego w nim mieszkać.

 


Kolejnym etapem był zawód, że zmiany nie postępują tak szybko, jak bym chciała. Minął już tydzień, a tu wciąż nie ma podłączonej pralki i zmywarki, szafy wciąż w sferze planów na przyszłość, o malowaniu nie ma co marzyć, większość dobytku popakowana i niedostępna (najbardziej mi to przeszkadza, gdy wiem, że mam jakąś książkę, która by się w tym momencie bardzo przydała Weronice do szkoły, a nie moge się do niej dokopać), ba, nawet wszystkie kontakty jeszcze nie założone... W dodatku w tych biwakowych warunkach codzienne czynności zajmowały znacznie więcej cennego czasu niz powinny, co powiększało moją frustrację. Brak pralki połączony ze zwiększoną zużywalnością czystych ubrań, spowodował, że góra prania najpierw przerosła mnie, potem wyszła z kosza na podłogę, która następnie skolonizowała do tego stopnia, ze poruszanie się po łazience dzieci było nimożliwe bez deptania po ciuchach. Już prawie dojrzewałam do samobójczej decyzji o wypraniu tego w rękach, gdy wreszcie udało się podłączyć pralkę! To szczęśliwe wydarzenie (te słowa nigdy chyba nie przestaną mi się kojarzyć z tematem mojej pracy magisterskiej ) znacznie podniosło mnie na duchu! Przestałam zrzędzić i marudzić (prawie) i pogodziłam się z koniecznością pomieszkania przez jakiś czas w takich warunkach. Tym bardziej, że trochę później przyjechał mój brat i wspólnie z Andrzejem zrobili pierwszą szafę - w wiatrołapie (na razie nie ma drzwi, ale swoją podstawową funkcję pełni znakomicie!). Zamocowali też zlewozmywak i uruchomili zmywarkę! Hip Hip Hurra!

 


CZy chwaliłam się już, że po odwołaniu napisanym fachowo przez Andrzeja DHL oddał nam pieniądze za rozbity zlew? Naprawdę oddali! A my wtedy... posklejaliśmy ten rozwalony zamiast kupować nowy. No, widać po nim, że jest klejony, ale na razie musi nam posłużyć. Jest tyle innych sposobów wydania tych pieniędzy... A kiedyś kupimy sobie nowy!

 


Zamówiłam próbki tkanin od producentów rolet, którzy ogłaszają się na Allegro. Do łazienek kupimu takie zaciągane od dołu, co pozwoli kontemplowac widoki za oknem...

 


Był u nas tez pan, który chętnie wykona nasz podjazd i chodniczek według mojego pomysłu. Wycena całości prac i materiału ździebko nas zaskoczyła i nie była to przyjemna niespodzianka. Chcemy popytać o to inne firmy, ale juz jakoś sie nie łudzimy, że podadzą cenę o połowę niższą

 


Mam zamiar za to wytargować, żeby przy okazji i to w ramach podanej kwoty rozplantowali nam ziemię w ogródku. Koniecznie musimy kupić kilka wywrotek ziemi, bo na naszej glinie pewnie nic nie będzie chciało rosnąć, poza chwastami, oczywiście. Zaczęłam rozwozić po działce piasek, który nam po czymś tam został i szybko zrozumiałam, że gdybym chciała ta metodą rozwieźć i rozplantowac ziemię, to ogródek będzie w najlepszym razie za jakieś parę lat. Planuję też powiększyć i ukształtować usypaną na końcu działki górkę, która ma się stać ekstraordynaryjnej urody skalniakiem. To także lepiej zrobiłaby koparka!

 


I tym optymistycznym akcentem kończę na dziś (ups, "na wczoraj" raczej).

 


Dobranoc!

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...