Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    249
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    357

Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)


Agduś

583 wyświetleń

DLACZEGO DZISIAJ NIEWIELE ZROBIŁAM W DOMU...

 


Jak to się stało, że mi się poprzedni post trzy razy opublikował ? Nie mam pojęcia. Jeden usunęłam, drugi zmieniam i będzie dobrze.

 


Dzisiaj miałam zamier wykonać baaardzo dużo pożytecznych prac, zbliżających nas o mały kroczek do szczęśliwego finału urządzania się. Jednak w drogę weszła mi (dosłownie) pewna suczka z wyglądu podobna do collie. Przypałętała się, gdy dochodziłyśmy do przedszkola. Jakoś tak samotnie wyglądała. Na skutek dłuższych manewrów, które musiały przypominać postronnemu obserwatorowi poczynania osoby dotkniętej ciężkimi zanikami pamięci, weszłam w posiadanie tejże suni ku jej ogromnej radości chyba (mojej mniejszej, bo przyćmionej świadomością, że ABSOLUTNIE drugiego psa mieć nie możemy).

 


1. Poszłam do ludzi, u których na podwórku widywałam psa rasy collie. Właścicielka oświadczyła, że pies zginął półtorej miesiąca temu i obiecała, że uda się na poszukiwania we wskazanym przeze mnie kierunku.

 


2. Wyszłam od nich w lewo. Spojrzałam w tył i zobaczyłam psa podążającego w stronę sklepu.

 


3. Zrobiłam w tył zwrot, coby wskazać domniemanej właścicielce nowy kierunek poszukiwań.

 


4. Weszłam do sklepu, żeby zobaczyć, czy nie a tam kogoś, z kim pies przyszedł.

 


5. Wyszłam ze sklepu.

 


6. Spotkałam poszukującą psa domniemaną właścicielkę i wskazałam kierunek.

 


7. Ruszyłam w lewo.

 


8. Zobaczyłam psa, więc zawróciłam za sklep.

 


9. Dogoniłam psa (cały czas dreptała ze mną Małgosia) i próbowałam prowadzić za obrożę, ale pies odmówił współpracy i położył się na chodniku.

 


10. Za pomoca rozpuszczalnej gumy do żucia zwabiłam psa na podwórko domniemanych właściciel, którzy stwierdzili, że to nie ich pies i odmówili przechowania go choćby na podwórku do czasu znalezienia właśiciela . Za to pożyczyli mi smycz.

 


11. Prowadziłam psa w stronę posterunku straży miejskiej, dręczona wyrzutami sumienia, ze wyląduje w schronisku na poniewierkę i zmarnowanie.

 


12. Wykonałam w tył zwrot i poszłam do koleżanki. Okazało się, że też nie może psa przechować, bo jej podwórko jest ogrodzone tylko pozornie.

 


13. Natchnięta genialną myślą odholowałam psuczkę (już to sprawdziłam) do sąsiadów (tych od pożyczania prądu i przechowywania agregatu). Zgodzili się wpuścić ją na podwórko przy budowanym domu.

 


14. Wpadłam do domu, napisałam ogłoszenia i pobiegłam je rozwiesić. Przy okazji znalazłam ewentualnie chętną na wzięcie psuczki, gdyby się właściciel nie znalazł. Pani pracuje w sklepie mięsnym, co wróży suczce całkiem nieźle.

 


15. Wieczorem objeździłam okolicę. Okazało sie, że psina biega już od dłuższego czasu. Nawet ktoś ją do lecznicy odprowadził, ale stamtąd została z powrotem wypuszczona na ulicę .

 


Niewiele zrobiłam w domu .

 


Czy ktoś z Was nie ma ochoty na wejście w posiadanie tej ślicznej, młodej, grzecznej suni? Pani z mięsnego nawet ją oglądała, ale musi namówić męża. Ciekawe, czy ma dar przekonywania?

 


Wieczorkiem Andrzej skończył wstawianie drzwi na górze. Jeszcze "tylko" trzeba pociąć najmniej okropne, jakie były w sklepie, plastikowe "bezpieczne" szyby, wstawić je w drzwi, zaolejować drewno i zawiesić na zawiasach. To nibyszkło wynika z moich wspomnień:

 


Wspomnienie pierwsze - szyba w drzwiach mojego brata dwukrotnie rozbita, na szczęście bez większych uszkodzeń ciała chyba, bo bym pewnie zapamiętała mrożące krew w żyłach sceny, gdyby do takowych doszło.

 


Wspomnienie drugie - opowieść mojej koleżanki, która musiała swojego młodszego brata holować na pogotowie, gdy wszedł w bliższy kontakt z szybą w drzwiach pod nieobecność rodziców. Właśnie wtedy dowiedziała się, że program nauczania PO w LO nie przystaje do nowych zasad udzielania pierwszej pomocy, gdy została obtańcowana przez lekarza za opaskę uciskową powyżej rany.

 


Postanowiłam namówić moje poczucie estetyki na kompromis. Zgodziło się pod warunkiem, że, gdy tylko dzieci wydorośleją, natychmiast zmienimy plastiki na matowe szkło. Jednak na dole będą szyby - tu sprawę postawiło twardo i musiałam ustąpić.

 


Nabyliśmy wczoraj również okap do kuchni i ... naklejki na ściany z Kubusiem Puchatkiem. Tutaj też poczucie wysublimowanego piękna zaprotestowało, ale to przecież w końcu pokoik Małgosi i ona wybiera to, co jej się podoba!

 


Jeżeli chodzi o okap, to musiał być biały, co znacznie ograniczyło wybór. Zalety wentylatorka były nam doskonale obojętne, ponieważ i tak zostanie wymontowany, żeby nie przeszkadzał naszej wentylacji. W efekcie kupiliśmy (chcąc, nie chcąc) najtańszy okap (w tym droższym nie dało się wymontować wentylatorka).

 


Wreszcie udało nam się przeprowadzić do naszego pokoju! Gdy Andrzej walczył z drzwiami, dokończyłam to i owo i uznałam, że czas najwyższy iść na swoje. Obiecałam Małgosi, że jutro wreszcie rozłożymy wszystkie tory i uliczki!

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...