Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    249
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    358

Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)


Agduś

688 wyświetleń

ŻÓŁTO - BIAŁY AMOK, PAN Z KONIEM I MAJÓWKA

 


Po ostatnich zakupach, które przebiegały pod hasłem poszukiwania biało - żółtego materiału na okna w jadalni i biało - żółtego obrazka na ścianę, wpadłam w biało - żółty amok. Jego objawy to natychmiastowe wyostrzenie koncentracji na widok czegoś biało - żółtego. W ułamku sekundy rejestruję to zestawienie kolorów, a potem zastanawiam się, na grzyb mi porcelanowa figurka biało - żółtej damy ekstraordynaryjnej urody, zestaw białych i żóltych mydełek albo coś równie absurdalnego.

 


Ostatni tydzień minął nam na zbieraniu się do kafelkowania kuchni. NIe jest tego dużo, więc mieliśmy zamiar położyć te płytki któregoś popołudnia. Niestety, codziennie coś innego nas zajmowało.

 


Między innymi pojawili się wreszcie panowie z Globaltechu, by zakończyć swoją misję u nas. Ponieważ instalacja działała, a my nie zapłaciliśmy jeszcze za ostatni etap inwestycji, jako że nie został zakończony, dziwiło nas, że tak długo zwlekają. Zostało im bowiem tylko osadzenie dwóch kratek w elewacji (czerpnia i wyrzutnia powietrza) oraz podrzucenie dwóch anemostatów. Mogliśmy bez tego żyć, więc się nie upominaliśmy, tym bardziej, że kwota, która na razie pozostawała na naszym koncie (i procentowała ) nie była bagatelna. No ale panowie w końcu przyjechali, migiem postawili rusztowanie, założyli kratki i ... "pękli" przywieziony anemostat, więc nadal są nam go winni. Tym razem jednak zapłaciliśmy im, bo, jak wspomniał szef ekipy, od tego zależała ich wypłata. Zlitowaliśmy sie nad nimi, ale zapowiedzieliśmy, że w razie czego (nieprzywiezienia anemostatu) obsmarujemy firmę na forum. A co?

 


Na razie aż mnie palce świerzbią, żeby obsmarować firmę Migasdoor, ale jeszcze troszkę sie powstrzymam. Jeżeli zaraz po długim weekendzie się nie odezwą, będę okrutna! Wygarnę wszystko, bo mnie ostatnio wkurzyli nie tylko "służbowo", ale też i osobiście!

 


Wracając do żółci, to właśnie dzisiaj Andrzej położył większość płytek w kuchni. Nie wszystkie, bo jeszcze rano zmieniliśmy ździebko koncepcję i kilka trzeba będzie dokupić. Nawet nieźle mu to wyszło! Miałam ochotę też się pobawić, ale, niestety, nad blatem jest za ciasno, żeby praca dwóch osób jednocześnie miała sens. Zamiast tego powoziłam trochę piasku taczką, żeby zrobić miejsce dla ciężarówki, która ma nam, może nawet w przyszłym tygodniu, zacząć wozić ziemię. Podobno bardzo dobrą i trzeba się spieszyć, bo może zabraknąć. To i się spieszymy. Woził będzie nasz znajomy pan od wożenia piasku i kamieni. Nawet nie pytałam innych o ceny, bo do tej pory był bezkonkurencyjny pod tym względem. Zamówiliśmy od razu u niego koparkę, która ma nam trochę wyrównać czołgowisko i rozrzucić tę ziemię. Porzucenie planu rozwożenia kilku ciężarówek ziemi taczką daje nam niejakie szanse na posianie trawy jeszcze w tym roku. Zastanawiam się tylko, czy cokolwiek wykiełkuje, bo susza wokół niemożebna. A to dopiero kwiecień!

 


Pan Od Konia pojawił się w tej opowieści całkiem niedawno. Zniesmaczona marazmem wokół ogrodu, poszłam szukac kogoś, kto mógłby rozpocząć jakieś działania, zmierzające do zamienienia naszego suchego czołgowiska w bujny ogród. Po pierwsze należy to wyrównać zanim nawiezie się ziemi - tak mi się wydawało. Wykoncypowałam, że z traktorem to się nie ma co tu pchać, więc poszukam faceta, który orze tu i ówdzie koniem. Koniec języka za przewodnika i trafiłam do niego, zaatakowawszy uprzednio bogu ducha winnego sąsiada w jego własnym domu (na szczęście niczym mnie nie poszczuł, a i wideł nie miał na podorędziu).

 


Pan Od Konia siedział przed domem i cieszył się słońcem. Po chwili mógł się też cieszyć moim towarzystwem i interesującą rozmową. Dłuższy czas zajęło nam ustalenie, gdzież to dokładnie ten nasz dom stoi. Kiedy już byłam pewna, że Pan od konia wie DOKŁADNIE i przejdziemy wreszcie do meritum sprawy, okazało się, że jednak ten temat nie został zamknięty i należy ustalić to jeszcze dokładniej. W końcu udało mi się zaspokoić jego ciekawośc w tej kwestii i po ustaleniu byłych i aktualnych właścicieli wszystkich działek w okolicy (godziłam się na wszystko), dotarliśmy do sedna sprawy.

 


Moja znajomość ludzkich charakterów podpowiedziała mi, że POK wie wszystko. Przecież on od wiek wieków uprawiał ziemię, a ja - beznadziejny mieszczuch - co najwyżej kwiatki w doniczkach. Przybrałam więc pozę naturalnej blondynki (przepraszam wszystkie naturalne blondynki za to niefeministyczne uleganie szowinistycznym męskicm stereotypom, ale jakoś tak mi się napisało...) i zagaiłam, o co mi chodzi. Dokonanie jakichkolwiek ustaleń było baaardzo trudne. Wręcz niemożliwe. POK dysponowal najwyraźniej nieskończoną ilością wolnego czasu, który zamierzał spożytkować na interesującą pogawędkę. Już zaczynałam się obawiać, że nigdy nie uda mi się wyjść z tego podwórka, kiedy pojawił się jakiś samochód podjeżdżający pod dom i wybawił mnie z opresji.

 


Ustaliliśmy, że POK podjedzie do nas na rowerze i zobaczy "to" w naturze.

 


Podjechał, zobaczył. Stwierdził, że szkoda naszych pieniędzy na oranie przed nawiezieniem ziemi ( ). Że nie da rady zaorać pod brzozami i tam mamy sobie "po prostu" zasypać ziemią te trawska. Nie przyjął do wiadomości, że to najwyższe miejsca w naszym ogrodzie i trzeba by nadsypać z pół metra, żeby je przykryć. Zresztą nam nie chodzi o przykrycie tego, tylko o wyrównanie! Ustaliliśmy, że POK pojawi się dopiero po nawiezieniu ziemi, żeby zabronować, "wywłóczyć" i coś tam jeszcze zrobić. Rozmowa z nami - ignorantami - sprawiała mu najwyraźniej ogromną przyjemność, ale perspektywa konieczności powrotu do domu na rowerze w końcu go zniechęciła do kontynuowania ustaleń.

 


Co z tymi trawskami zrobić? Przecież nawet wytrucie ich nie zwolni nas z konieczności przekopania zwartej darni na twardej, suchej ziemi.

 


Tymczasem w dniach 1 - 3 maja na zamku ma się odbyć, jak zwykle w tych dniach, kiermasz roślin. Pewnie nie uda mi się powstrzymać tym razem przed zakupami!

 


Widziałam gdzieś na forum, ale nie wiem, gdzie, informację o jakiejś wspaniałej odmianie brzoskwini nad wyraz odpornej na przemarzanie (szczepiona na korzeniu jakiejś syberyjskiej czy innej takiej śliwy). I, oczywiście, nie mogę tego wątku znaleźć! Jak się to cudo nazywa? Czy ktoś wie?

 


Inne plany "majówkowe" na razie zapowiadają się skromniej niż się spodziewaliśmy, bo na nasze zaproszenie odpowiedziały na razie tylko dwa forumowe "komplety". ZAPROSZENIE NADAL AKTUALNE - odzywajcie się wszyscy, którzy nie wyjeżdżacie. Czyżby przestraszył Was brak drzwi w gościnnej łazience?

 


Tak czy inaczej nasze dziewczyny są szczęśliwe, bo impreza zapowiada się wybitnie "dzieciato"!

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...