Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)
KU OGRODOWI
Długi weekend poświęciliśmy, jak na razie, głównie próbom zamienienia naszego czołgowiska w piękny ogród. Natchnęło mnie w poniedziałek, kiedy to Andrzej pracował w pracy, a ja zabrałam dziewczyny na wycieczkę do Krakowa. Musiałyśmy odwiedzić dawno niewidzianego "Zielonego Wawela" czyli Smoka Wawelskiego. A potem poszłyśmy spojrzeć na niego z góry i wreszcie, po kilku sesjach ziania opłaconych przez licznie zgromadzonych turystów SMSami, mogłyśmy podziwiać wiosenne kwiaty na Wawelu. Oto, co zobaczyłyśmy:
http://images21.fotosik.pl/245/1c6f0355118f0fef.jpg
href="www.fotosik.pl" rel="">http://images20.fotosik.pl/300/b161a6e29342b38b.jpg
Uwielbiam irysy - wszystkie! Z Opola jeździliśmy specjalnie do ogrodu botanicznego we Wrocławiu w porze ich kwitnienia.
http://images21.fotosik.pl/245/e0048b5e8327bbde.jpg
href="www.fotosik.pl" rel="">http://images21.fotosik.pl/245/85dec5aee06a1fa5.jpg
href="www.fotosik.pl" rel="">http://images20.fotosik.pl/300/ead76763fb3d6a44.jpg
Zdjęcia w większości autorstwa Weroniki.
Tymczasem pod naszym domem pojawiło się to:
http://images21.fotosik.pl/245/4497e852fde61628.jpg
czyli zamówiona wczesniej ziemia. Wprawdzie pan miał duże opory przed przywożeniem i zrzucaniem jej pod naszą nieobecność, ale wyraźna instrukcja przez telefon wystarczyła. To jest na razie jedna wywrotka z zamówionych pięciu. Zobaczymy, ile naprawdę będzie trzeba...
Wtorek i środa minęły pod hasłem wytężonej pracy fizycznej (nawet zakwasów potem nie miałam, o dziwo!). Trzeba było wreszcie poukładać przerzucane wciąż z miejsca na miejsce drewno. Po prawie całym dniu pracy stworzyłam z niego pokaźny stos pod domem, w miejscu, gdzie nie trzeba będzie narzucać ziemi ogrodowej (na taką bowiem awansuje zwykła ziemia z pól uprawnych po przejechaniu paru kilometrów). W tym czasie Andrzej kończył układać i fugował płytki w kuchni. oczywiście mogliśmy sie zamienić, ale ja czułam potrzebę wykonywania jakichś większych wysiłków fizycznych i fugowanie zupełnie mnie nie satysfakcjonowało.
W środę już wspólnie zaatakowaliśmy ogród, co zaowocowało nareszcie względnym porządkiem przed domem, wyszlifowanym i częściowo zaimpregnowanym na zielono placem zabaw dla dzieci i conieco zniwelowanymi wybojami na działce. Weronika z radością szalała ze szlifierką w ręce, szczęśliwa, że tata dał jej swoją zabawkę (zdjęcie, niestety, jeszcze w aparacie). Andrzej szlifował wiertarką. Ja, wciąż spragniona wysiłku fizycznego machałam radośnie łopatą niwelując teren pod przyszły kompostownik i podnosząc górkę, która w przyszłym roku stanie się przecudnej urody skalniakiem. Młodsze dzieci smutrały się wesoło, a na obiad była kiełbasa z ogniska, co dało nam namiastkę wypoczynku za miastem.
Dzisiaj, niestety, zajęliśmy się pracami wewnątrz domu. Andrzej wygładził wreszcie haniebnie nierówną ścianę w salonie, a ja zagospodarowywałam szafki i szuflady w kuchni.
A jutro ma przyjechac reszta ziemi i wielka kopara, która ją rozwiezie po ogrodzie.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia