Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)
NIEPROSZENI SUBLOKATORZY
Jako że zostałam zrugana za zaniedbywanie dziennika, piszę, choć waga informacji jest... mysia. Miałam nadzieję, że wyprowadzka z koszmarnej rudery, którą wynajmowaliśmy jest pożegnaniem z myszami. Tymczasem dzika wersja tych miłych w kreskówkach i klatkach gryzoni znów zamieszkała z nami. Oczywiście tym razem nie weszły przez niedające się opanować dziury w zbutwiałej podłodze, tylko przez szparę pod drzwiami między domem a garażem. Szpary już nie ma, bo Andrzej przykleił próg, ale myszki skorzystały z okazji wcześniej i objawiły się niedawno. Że są w garażu wiedziałam. Musiały wejść jesienią, kiedy podczas różnych prac ogrodowych i nie tylko zostawialiśmy barmę otwartą. Pierwszą myszkę w domu zauważył wczesnym rankiem Andrzej. Jako że nie nadużył dnia poprzedniego, nie miał wątpliwości, że to stworzonko istnieje w rzeczywistości, a nie jedynie w wyobraźni. KOlejnym dowodem były pogryzione paczki z budyniami, przprawami itp. Francusie nie mogły, oczywiście, nadgryźć jednej paczki i skonsumować zawartości, robiły dziurkę, kosztowały i sprawdzały, czy w innej paczce nie ma czegoś lepszego.
Niestety dwie mysie zakończyły żywot, a ich śmierć była nagła...
TYmczasem nasze kotki (sztuk dwie - przypominam):
http://images31.fotosik.pl/62/86af880b10110693.jpg
... wypoczywały na fotelu...
http://images32.fotosik.pl/61/59a128ece94f29b5.jpg
... trenowały niewinne spojrzenia...
http://images33.fotosik.pl/61/546ed3f5d82d3cf3.jpg
... zajmowały się botaniką...
http://images34.fotosik.pl/61/159cfdccf2099988.jpg
... i oddawały ćwiczeniom fizycznym.
Znalazłszy truchełko mysie w łapce, nawet się nim zainteresowały. Mała wyciągnęła komplet (mysz + pułapka) na środek kuchni, a duża porwała to po schodach na górę. Była wielce oburzona, że zabieramy jej tak świetną zabawkę!
Chyba więcej dzikiej zwierzyny w domu nie mamy, bo pułapki stoją gotowe i nic się do nich nie dobiera.
Donoszę, że autko już stoi w garażu, a ja powoli dojrzewam do decyzji, że czas najwyższy do tegoż garażu nauczyć się wjeżdżać. Przodem! Oczywiście.
A poza tym przeżyłam wczoraj chwilę zimnej grozy. Użyczyliśmy sąsiadom (przyszłym) prądu do tynkowania. Sprawa rozbija się wciąż o ten nieistniejący, bo oprotestowany przez naszego wspólnego Ukochanego Sąsiada Potentata Finansowego i Ziemskiego, transformator. Protesty już dotarły na sam szczyt, i po raz ostatni zostały odrzucone, więc transformator ma jednak powstać. Tymczasem sąsiedzi chcieli się otynkować. Wszystko przebiegło miło i sprawnie, tylko po zakończeniu prac pan wymontowujący swoje bezpieczniki z naszej tablicy niechcący odłączył jakiś kabelek. Ten fakt zauważyłam wieczorem, kiedy w domu zapanował chłód. PC nie działała. Na szczęście, wobec braku innych pomysłów, Andrzej rozebrał tablicę, zauważył odczepiony kabelek i go przyczepił tam, gdzie trzeba. I stała się ciepłość.
No sami widzicie, że nic ciekawego się u nas nie dzieje.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia