Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    382
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    933

Dziennik Maksia


maksiu

631 wyświetleń

Nareszcie…

16 kwiecień 2005

 

Ponieważ przed tygodniem nie bardzo udało mi się rozpocząć tegoroczny sezon budowlany, zatem dziś o godzinie ósmej rano, wsiadłem w zapakowany samochód i ruszyłem na budowę. Po drodze miałem w planach zajrzeć do kilku hurtowni i kupić kilka drobiazgów niezbędnych do planowanych na dziś prac, jak również do zbliżającego się coraz większymi krokami ocieplania budynku. Na pierwszy ogień poszła hurtownia elektryczna, do kupienia dwie złączki do zwodu piorunochronu i kawałeczek druta fi 8 na przedłużenie tychże zwodów. Przy okazji kupiłem dziesięć metrów przewodu telefonicznego, który będzie musiał się znaleźć pomiędzy ścianą a styropianem. Będąc w tejże hurtowni, przypomniałem sobie, że już kiedyś miałem kupić rurki z PCV do pochowania przewodów elektrycznych biegnących wzdłuż jętek. No i kolejne kilka złotych opuściło mój portfel, a w samochodzie pojawiły się rurki, złączki do rurek i elementy do mocowania rurek. Zasięgnąłem również informacji o cenie przewodu trójfazowego. Również i jego chcę schować pod styropianem, a ma on być zakończony mufą trójfazową, która ma być umieszczona w narożniku budynku najbliżej przyszłego garażu. Takie gniazdo na tak zwaną ‘siłę’ na pewno się kiedyś przyda. Cena takiego kabla (5x2,5) to lekko ponad pięć złotych, a metrów potrzebnych będzie przynajmniej kilkanaście. Trzeba będzie zacisnąć zęby i wysupłać jeszcze parędziesiąt złotych. Kolejna hurtownia na trasie, to hurtownia metalowo-narzędziowa. Zapotrzebowanie zawierało: gwoździe i wkręty do drzewa, a także trzy proste narzędzia: przecinak, końcówkę do mieszania zaprawy (taką wkręcaną we wiertarkę), oraz narzędzie którego nazwa jest mi nieznaną, kolega mówi na nie ‘śmigło’, Służy ono do wygładzania np. kleju z zatopioną w nim siatką z włókna szklanego, a można również równać nim świeży tynk, Ostatnia na mojej drodze hurtownia tego dnia, to hurtownia ogrodnicza. Nadeszła wreszcie pora, aby kupić sobie szpadel, grabie, oraz takie małe trójzębne pazurki do wyplewiania zielska. Nie można przecież całe życie pożyczać tych narzędzi od mojego ojca, wystarczająco się już szpadel i grabie najeździły moim samochodem. Tak załadowany samochód pomknął wreszcie do celu podróż – na budowę. Plan pracy na dzisiejszy dzień zawierał przystosowanie domu do prac związanych z ociepleniem. Przede wszystkich musiałem zrobić porządek z piorunochronem. Obserwowałem na innych budowach jak wygląda sprawa zwodów schodzących z dachu ku ziemi i wszędzie były one schowane pod styropianem. Rozwiązanie takie ma ogromny walor estetyczny, piorunochron pomimo całego swego uroku nie jest elementem ozdobnym. Zdemontowałem zatem kołki dystansowe, a zwodu przy pomocy odpowiednio wygiętego gwoździa. przyczepiłem po prostu do ściany. Dwa ze zwodów musiałem niestety przedłużyć, bo drut obcięty na wymiar, jak zawsze okazał się za krótki. Po ponad godzinie praca była zakończona. Kolejny punkt programu to grabienie liści. Na jesień zeszłego roku ogarnęła mnie wielka niemoc twórcza i jakoś nie mogłem się zmusić, aby wtedy pograbić te liście. No dobrze, przyznam się bez bicia, miałem po prostu lenia, choć patrząc z perspektywy czasu, okazało się, że wtedy była by to szybsza i łatwiejsza praca. Jak więc wynika z powyższego zdania, grabienie liści szło bardzo powoli, cała praca zajęła ponad dwie i pół godziny. Przy okazji okazało się, że ziemia jest już sucha i dlatego pewnie trawa nie chce rosnąć tak dobrze, jak ja bym od niej tego oczekiwał. Pomyślałem, że przy okazji podlewania trawnika sprawdzę jak wodociąg przerwał zimę. Po otworzeniu studzienki z wodomierzem okazało się, że wszystko jest w najlepszym porządku, a co najciekawsze to chyba mrówki, których było w studzience w zeszłym roku bardzo dużo, gdzieś się ulotniły. Nie żebym za nimi tęsknił, bo przecież jest na świecie tyle pięknych robali, które mogą spokojnie zamieszkać w mojej studzience z wodomierzem, ale po prostu byłem zdziwiony brakiem mrówek. Po kolejnych trzydziestu minutach cały trawnik (przynajmniej to co nazywam trawnikiem) zostało pięknie podlane i teraz nie chce słyszeć od trawy żadnych wykrętów, że niby za sucho jest, ma rosnąć i ślicznie się zielenić. Czas na budowie mijał szybko, nawet się nie obejrzałem jak już przyszła pora się zbierać, wcześniej jeszcze obejrzałem sobie z bliska kominy, a konkretnie chodziło mi o pomierzenie otworów w pionach wentylacyjnych, trzeba przecież wreszcie kupić i założyć na nich kratki, żeby mi jakieś ptaszysko nie zagnieździło w kominie. A jeśli już jesteśmy przy temacie ptaków, to odkryłem że na jednej z płatwi zrobiły sobie gniazdko gołębie. Nic przeciwko gołębiom nie mam, ale to wybrały sobie nieszczególne miejsce, która za kilka dni zostanie przykryte podbitką. Więc po sprawdzeniu czy przypadkiem nie ma młodych, albo chociaż jajeczek, musiałem z przykrością gołębie wyeksmitować z mojego domu. Muszę przyznać, że taki dzień jak dzisiejsza sobota, był mi bardzo potrzebny, popracowałem sobie fizycznie, w odróżnieniu od codziennego łamania sobie głowy w pracy i naprawdę odpocząłem. Poza tym zacząłem znowu coś dłubać przy własnym domu, nareszcie…

 

http://www.dommaksia.prv.pl" rel="external nofollow">http://212.244.189.200/pics/2005/16kwiecien2005/Img_0094m.jpg

 

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...