Dziennik Maksia
Prace elektryczno-porządkowe cd.
24 luty 2007
Zwariować można z tą pogodą, raz mamy wiosnę, a za chwilę wraca zima. Gdyby to był kwiecień to nikogo by taki wpis nie dziwił, ale mamy luty i piszę te słowa dla pamięci, bo nie wiadomo kiedy znowu będziemy mieć taką zimę niezimę.
Dziś będzie wreszcie o czymś praktycznym. Zanim jednak do tego przejdę, najpierw tradycyjny początek o wykonanych pracach tej soboty. Jak pisałem wcześniej kusiło mnie strasznie dorobienie reszty oświetlenia na parterze.
No i dałem się skusić, dobrze że to takie niegroźne skuszenie. Kupiłem znowu kilka wyłączników, oprawek i żarówek. Od tej pracy rozpocząłem dzień. Najbardziej światło było potrzebne na klatce schodowej. Przynajmniej na razie, bo jak zamontuje tam okno połaciowe, to ono doświetli w dzień zarówno klatce schodową jak i góry korytarz. Na razie jednak okna nie ma. Na szczęście oświetlenie klatki schodowej jest na tym samym obwodzie co oświetlenie salonu, więc nie było potrzeby montowania dodatkowego bezpiecznika w rozdzielni. Na temat samej rozdzielni napiszę jeszcze kilka słów na samym końcu.
Na schodach jak sama nazwa wskazuje przydało by się zamontować wyłączniki schodowe. Wiecie o co chodzi, włączanie i wyłączanie światła niezależnie w dwóch różnych punktach. Najbardziej wkurzające są oznaczenia na samych wyłącznikach, nigdy nie wiem jak mam taki wyłącznik zamontować, bo jak zrobię tak jak rozumiem oznaczenie to okazuje się, że jest źle. Oczywiście i tym razem było tak samo. Bez przyrządu do sprawdzania fazy nie było by tego nawet jak sprawdzić. Na szczęście taki przyrządzik mam na wyposażeniu. No i po trzeciej próbie wyłączniki działały jak trzeba. Okazało się, że miałem rację, światło na schodach okazało się bardzo przydatne.
Kolejny pstryczek zamontowałem w kotłowni, w tym przypadku można powiedzieć że bajka nie robota, najprostszy pstryczek z możliwych. No i na koniec łazienka. Tu montaż też był dziecinie prosty. Pamiętacie może moją przygodę z przewierconym przewodem elektrycznym w korytarzu? Teraz właśnie obawiałem się, czy przypadkiem nie uszkodziłem wtedy jeszcze czegoś, bo po drugiej stronie tej ściany jest właśnie łazienka i puszki rozdzielcze. Na szczęście okazało się, że miałem wtedy więcej szczęścia niż rozumu i kabelki łazienkowe są całe. W łazience mam w sumie cztery punkty świetlne, dwa na suficie i dwa nad umywalką która będzie tam w przyszłości. Wszystko zmontowane, działa poprawnie.
Na chwilę obecną na paterze brakuje trzech pstryczków, ale tak szybko się one nie pojawią. Jeden będzie zapalać lampę na ganku, drugi lampki na tarasie, a trzeci ostatni będzie włączać halogenki w kuchni, oczywiście jak już je zrobię.
Po zabawie w elektryka przyszła kolej na mniej przyjemne prace, ciąg dalszy sprzątania. Pamiętacie jak pokazywałem w zeszły tygodniu taki wielki stos różnych rzeczy zalegający w pokoju gościnnym? Pisałem wtedy jeszcze o rozdrabnianiu styropianu, napisałem że najlepiej robiło by się to gdyby mieć jakieś podłużne naczynie, no i pogłówkowałem i znalazłem coś takiego.
Leżało sobie spokojnie na budowie i tylko czekało na odkrycie. A wiecie co to takiego? Rura kanalizacyjna, a właściwie to dwie. Jedna to taka pomarańczowa o średnicy 160 mm, i druga mniejsza, szara chyba 110mm. Jak to się sprawdza w praktyce. Bardzo fajnie.
Przepis na rozdrobniony styropian jest następujący. Jeśli mamy większe kawałki styropianu, np. połówki płyt to tniemy je nożem na kawałki, tak aby zmieścił się taki jeden kawałek w tej większej rurze. Jeśli mamy styropian w kawałkach to po prostu wrzucamy kawałki do rury. Najlepiej rurę włożyć najpierw do większego wiadra, a dopiero później załadować ją styropianem. Później robiłem tak, że jedną nogę wkładałem do wiaderka, aby zaklinować nogą rurę i można już było zabrać się za mielenie styropianu mieszadłem z wiertarką. Istotne jest aby rura była odpowiedniej długości, moja miała chyba pół metra i to jest dobry wymiar. Po przemieleniu wystarczyło wyjąć nogę z wiaderka i podnieść rurę do góry, a cały zmielony styropian lądował w wiaderku.
Oczywiście było by zbyt pięknie gdyby cały styropian zmielił się idealnie. Za każdym razem zostawały jakieś większe niezmielone kawałki, wystarczyło więc wybrać większe kawałki i wrzucić do drugiego wiaderka, a jak to wiaderko było już pełne to można było zabrać się za powtórne mielenie. Tu wchodzi do gry druga rura. Istotne jest że średnica tej rury jest tylko minimalnie większa (nie więcej jak 10mm) niż średnica mieszadła. Moja mniejsza rura była za krótka miała tylko około 30 cm, gdyby była dłuższa o 20cm było by bardziej praktycznie.
Po przemieleniu w mniejszej rurze nie było już mowy o większych kawałkach, nie mówię, że otrzymuje się konsystencje pojedynczych kulek, ale nawet jeśli nadal są posklejane to co najwyżej po kilka kulek, a to przynajmniej mi w zupełności wystarczy.
Z innych praktycznych uwag, lepiej robić to w dwie osoby, jedna tylko mieli, a druga robi wszystkie czynności przygotowawcze, wydajność tak zorganizowanej pracy musi być dużo większa. Ja niestety robiłem wszystko sam.
W efekcie po czterech godzinach mielenia miałem pełne siedem worków rozdrobnionego styropianu. Niestety to jeszcze nie koniec mielenia, następnym razem pewnie skończę. Na podłodze w pokoju gościnnym nadal mam pobojowisko, ale już mniej o około dwie trzecie styropianu. Myślę, że następnym razem skończę sprzątać ten pokój.
Wspomniałem jeszcze wcześniej o rozdzielni elektrycznej, przyjrzałem się jej dość dokładnie i chyba mam za małą szafkę, gdybym chciał zamontować tam wszystko to co mam zamiar zamontować, to nawet jeśli by się zmieściło to na wcisk. Prawdopodobnie będę musiał kupić większą szafkę. Na razie jeszcze wymiana szafki nie powinna sprawić większego problemu, wystarczy tylko wykuć większy otwór. Tak chyba zrobię, aczkolwiek najpierw muszę skończyć sprzątanie, no i gładzie czekają.
No i tym elektrycznym akcentem żegnam się do następnej soboty.
link do zdjęć - http://212.244.189.200/index.php?id=24luty2007" rel="external nofollow"> Prace elektryczno-porządkowe cd. - 24 luty 2007
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia