Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    31
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    89

Rodo 5/G2/ -nieopodal Zalewu..


Monika.Sz-a

675 wyświetleń

chwilowo przekroczyłam limit transferu zdjęc- czekac muszę- a fotki w kolejce stoją:)

 

 


tak siedzę i wspominam- jak zabierałam sie za budowę..

 


Mąż od początku współczującym głosem wspomniał, że niestety nie moge na niego za bardzo liczyć, bo nie ma czasu... hmm-świetnie

 

 


a w zasadzie- świetnie .. sama będę się szarogęsić.

 


na szczęście mamy podobny gust- co sobie wymyslę, to Piotrek najczęściej akceptuje.. ajak nie- to namawam- aż spodoba Mu się to samo

 

 


pamiętam, jak czytałąm na muratorze spis dokumentów do PnB.. byłam załamana- jak ja to ogarnę- osoba, która nie dotyka się do płatności rachunków- jak bym miała pamiętać co kiedy zapłacić to by nas juz dawno zlicytowali

 

 


wydrukowałam sobie mapkę gminy, gdzie mamy działke z oznaczonymi urzędami- miałam ogromne szczęscie, że w każdym urzędzie prowadzili mnie prawie za rekę- wszystko tłumacyzli- co dziwne- uprzejmi, pomocni..szok.

 

 


dla równowagi urzędniczki w starostwie pokazały klase urzędniczą - to juz nawet spokojna z natury Pani architekt sie kłóciła..temat rzeka..

 

 


ale co dziwne dla mnie samej- jakos sprawy budowy zaskakująco ogarniam.. i o dokumentach pamiętam, co kupic, na kiedy zamówic- az jestem z siebie dumna!

 


razem z projektem dostałam z archonu segregator- kupiłam 100 koszulek i segreguję sobie wszystko- stworzona jestem bardziej do budowania, do księgowości domowej najwyraźniej nie

 

 


od chwili otrzymania PnB- przez zime czekając do wiosny z budowa- miałam duuuzo zmartwień- jak sobie dam rade skąd będę wiedzieć co zamawiać,w jakich ilościach, jakie materiały.. na męża nie ma co liczyc bo wie mniej niż ja- a dokładnie wie tyle co powiem- a nie zawsze ma czas i siłę mnie słuchać (po 10 godz pracy tez nie zawsze by mi się chciało słuchac o cegłach, cenach stali i dostawcach piasku )

 

 


ale jak zaczęła się budowa to sie okazało, że jakos to wszyystko "samo" sie prowadzi... w hurtowni miałam otwarte konto- majster dzwonił i zamawał co trzeba, zamwiał piasek jak się konczył, deski, stemple.. najabrdziej się obawiałąm, że ja będę w pracy i będzie tel zbudowy "piachu nie ma, cement sie kończy".. na szczęscie majster głowy do budowania nie miał- ale do zamówień i targowania cen- a i owszem.. w tym względzie był dla mnie bardzo pomocny!!

 

 


dziwnym trafem jak jeździłam na budowe to zawsze czegoś brakowało i trzeba było jechać gdzieś kupic- oczywiście w okolicznych skladach nie mieli.. tak było z podkładkami pod zbrojenie , które wymagał kieronwik, albo z klejem do styroduru na fundamenty- bo nie mozna tj wszyscy normalnie.. nie.. w projekcie jest styrodur- tak ma byc. do styroduru nie zwykły klej tylko "specjalny"- w hurtowni 20km dalej

 


no ale skoro to konieczne- nie znam sie przecież..

 

 


czasem sama jestem zaskoczona, że udałom mi sie przez to przebrnąć- z ogromna pomoca kierownika. aż miło było jak wszystko tłumaczył- co, po co, dlaczego.. jaka decyzja wywoła jakie efekty.. miło było słuchać uzasadnień a nie odczuwac zachowania "babo sie nie znasz to sie nie pytaj".. tym bardziej, że chiałam wiedzieć dlaczego podejmuje jakąś decyzję- a nie podjąc ją tylko dlatego, że ktos tak powiedział.

 


w każdym razie byłam pełna obaw, że z kobieta to będa rozmawiać na odczepnego- ale jakos tego nie odczułam (może naiwnie..)

 

 


kierownik jak i majster przyzwyczajeni, że na budowie jestem ja, po hurtownaich też jeździłam- a mąż to wpadał w sobotę.. ze wszystkim dzwonili do mnie.. czasem miło..czasem miałam ochotę schować sie w mysią dziurę i oddać tel Mężowi.- najbardziej wkurzałam się jak wracałam do domu po 12 godz pracy- urlop sie skończył i czasem tak pracuje- wracałam o 20- wizyta majstra, narada z kierownikiem, porządki w finansach, zastawałą mnie pólnoc przy kompie- jak ja miałam wtedy dosyc budowy..

 

 


na początku szkoda mi było majstra, jak go kierownik opier..., ale z czasem zauważyłam, ze majster średnio kumaty, a wręcz mówi farmazony kompletne i sama zaczęłam śrendio miło z nim gadać..

 

 


tłumaczene dlaczego ściany fund z bloczków postawili krzywo- 10cm na 10 metrach.. "bo rozrysowali dobrze, ale deszcz padał i zaprawa sie rozeszła!!" to się wściekłam.. że co to za argument, że jak deszcz będzie padał to się ściany pod dachem nie zmieszczą tylko rozjadą na boki?!? pojechałąm po majstrze- normalnie poczułam, że dom buduję

 

 


omnibus budowlany to ja nie ejstem!!- ale staram się dowiadywać co moge- na forum, u kierownika, rozmawiam w hurtowniach, zawzięcie mailuje do firm produkujących materiały budowlane- czasem odpowiadają

 

 


nieskromnie mówiąc jestem dumna, że udało sie dobrnąc do SSO, w miarę świadomie- co się dzieje na budowie, dlaczego i jak.. że wygląda to tak jak zrozumiałam z projektu- chociaż projekt zbrojenia na zawsze pozostanie dla mnie czarną magią

 

 


w sumie ciesze się, że Mąż nie ma czasu- dzieki temu naprawdę czuję, że budujemy dom i ja w tym uczestniczę w pełni-a nie tylko jako żona "Pana inwestora".

 

 


Mąz zaszalał z moja swobodą- wybrałąm sama kolorystykę dachu, firmę dachówek, wybierałam dodatki- a wszystkie decyzje uzasadniałm że ja "mam juz wizję jak to będzie wyglądać".

 


w zasadzie to i projekt ja wybrałam- oczywiście Piotrek akceptował każdy z kolejnych ostatecznych- ale nie pofatygował się na net, żeby sprawdzic, czy cos jest innego- ugodowo akceptował. a wcale taki łagodny nie jest.. kurcze- co się stało, że tak sobie pozwolił..? ale teraz jest kłopot- bo jak cos sobie wymyslę, a Piotrek ma inne zdanie- ooojjj.. trudne rozmowy

 

 


z dachem-nic wymyslengo- dachówka ceglana, brazowe obróbki, podbitka i rynny, okna drewniane w jakims odcieniu brazu raczej w miare jasnym, tynk będzie biały albo "złamana biel"- chociaz mamy tu kłopot- Mąż twierdzi, że biel to biel..

 


kolorystyka raczej- jak widać- tradycyjna.. ale na osiedlu jest juz pełno żółtych domów- nawet jeden zielony..

 

 


jak dekarze skończyli robić dach, to Piotrek pogratulował Nam- i mi- osiągnięcia tego etapu.

 

 


przyznać musze, że czasem próbował pomagac, nawet chciał czasem wyręczyć- ale juz w pewnym momencie sie nie dałam- nie wypuszcza się władzy z rąk

 

 


a najsmieszniejsze jest to, że jakos nie trafia do mnie świadomośc, że kiedys będziemy tam mieszkać.. jeżdzę, planuję-co w którym pokoju, jaki ogródek..ale jakos nie do konca wierzę, że to jest realne- że budujemy DOM!

 


zreszta mam duuużo czasu na oswojenie się z ta myślą- na ten rok kończymy- jeszcze tylko porządki na działce- koparka wyrówna teren.. a wykańczać będziemy wolno- ambitny plan jest taki, że nie będziemy dobierac kredytu, tylko oszczędzać.

 


kredyt mamy na działkę- i wystarczy.. wolę wiekszej pętli sobie nie zakładać.

 


a dziennik będzie sie ciągnąc kilka lat

 

 


pozdrawiam Wszystkich czytających- gaduła ze mnie straszna.. gratuluje Tym, którzy dobrneli do tego miejsca

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...