Dziennik Martki
Ojej,
Zapomniałam napisac, że do mojej Księgi Wieczystej została wreszcie wpisana hipoteka i dziś udałam się do sądu po odpis.
Wiem, ze nie bardzo jest być z czego dumnym - dług na ziemi na tyle lat to w końcu kula u nogi, a nie powód do radości.
Ja natomiast jestem tak zadowolona z posiadania własnej KW, ze drobiazg w postaci obciażenia kilkudziesięcioma tysiącami CHF wcale mi nie przeszkadza.
Wizyta w sądzie nie powinna być przygodą, ale...
Urwawszy się z pracy popędziłam co 100 koni mechanicznych wyskoczy do warszawskiej hipoteki. Ponieważ ostatnio byłam tam w listopadzie, gdy trwał remont nie byłam przygotowana na sceny rodem z nie przymierzając lotniska Okęcie.
Zaparkowawszy auto, nie uiściwszy opłaty parkingowej wpadłam do budynku sądu. Nie ukrywam, że spieszyłam się mocno. Otwieram drzwi, zaplatuję się w jakąś koszmarną kotarę, a po uwolnieniu zmierzam wprost przed siebie.
Nagle dogania mnie pan w mundurze, bierze pod ramię (nie pytając o zgodę) i mówi "GDZIE?!"
Co za głupie pytanie. No gdzie może iśc człowiek który już tu jest?!
Okazało się, iż po wyplątaniu się z kotary powinnam wpaśc wprost do brami lotniskowej, która to bramka miała sprawdzić, czy nie wnoszę bomby.
Bardziej chybionej inwestycji to ja w zyciu nie widziałam. Kazali odłożyć torebkę i telefon (tego przez bramkę w ogóle nie przepuścili), a gdy piszczałam nadal (zawsze piszczę, w każdej bramce lotniskowej), pan przejechał po mnie takim detektorem. Detektor zapiszczał przy wisiorku i pan odpuścił sobie dalsze przejeżdżanie.
A mogłam mieć bombę w torebce, w telefonie, w długopisie, w majtkach, w staniku czy w butach.
Co za głupota.
Poza tym, czy my aby nie powinnyśmy się domagać damskiego strażnika w tym sądzie? W końcu, jeśli ta inwestycja ma mieć sens( moim zdaniem nigdy go nie będzie miała), to przy każdym piszczeniu powino byc dokonane rytualne obmacanie - tak dla pewności, ze nic się nie wnosi.
Nie mam oczywiście pretensji, że pan mnie nie "obmacał", ale cała sytuacja jest co najmniej dziwna. Może jakies gazety już o tym pisały, a że ja nie czytam gazet, to nie wiem.
W każdym razie naszych ksiąg wieczystych strzeże dwóch strażników niezbyt miłych, bramka lotniskowa itd.
Jesli macie zamiar wnieśc niebezpieczne narzędzie - polecam wnieśc je w torebce, lub aktówce lub co tam nosicie, bo panowie widać uważają, ze nikt nie jest tak bezczelny żeby bombę wnieść w torbie.
No dobra, to przy wejściu.
Po wypuszczeniu przez panów ochroniarzy, uiściłam (tu nie miałam wyjścia) opłatę za odpis i przygotowana na spotkanie z niesympatyczną panią, której zasób słownictwa w listopadzie jeszcze ograniczał sie do "nie wiem", "bo tak jest" i "nie" ustawiłam sięw kolejce do pokoju, w którym wydaje się odpisy. Poprzednio na odpis miałam czekac 11 dni, co przedłuzyło siędo 21, bo księgi "pojechały do Góry Kalwarii". Przygotowana byłam własnie na tak długi termin a tutaj...
Za biurkiem siedzi dokładnie ta sama pani, z tą samą miną wskazujaca, ze albo ona zaraz mnie uderzy, albo ja zamordowałam jej ulubionego kota, pani ruszająca się w tym samym ślimaczym tempie, której twarz chyba nie umie wykrzywić się w uśmiechu, a mięsnie gałki ocznej są chyba przepracowane od wiecznego niecierpliwego wywracania oczyma. Ale też ta sama pani wzbogaciła swoje słownictwo o "proszę usiąść", "co ma być", "poprosze dowód osobisty" i "tak" - to odpowiedź na pytanie czy moze być prawo jazdy. Ostatnio bowiem nie ryzykuje pokazywania dowodu, odkad pani w Medicoverze nie chciała mnie wpuścić na wizytę, bo na zdjęciu jest ktoś inny.
Owa smutna pani zapisawszy co ma byc kazała mi.. uwaga... usiąść na korytarzu i poczekać.
Po 5 minutach podpieczetowany i ciepluki jeszcze odpis miałam w rekach.
Pani nadal się nie uśmiechnęła.
Szkoda
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia