Dziennik Martki
Oj dziś dzień ułożył się zupełnie inaczej niż zaplanowałam.
Jak wiecie bowiem planowałam wydłubywanie skopanych fug...
Wcześniej jednak, jak to już Luśka pisała, umówiłyśmy sie w Baniosze o 11, ze będziemy ogladac kamienie - Luska miała wybrac a ja miałam popatrzec ile przepłaciłam zewnętrzne parapety i firmy z Pruszkowa, której tez nie polecam, bo terminów nie dotrzymują... Przepłaciłam 20 %
Zanim się jednak w Baniosze znalazłam wstałam o 8 rano, obmyslałam jakimi narzędziami będę dłubała te fugi, wypiłam kilka herbat, wykąpałam się no i hm... okazało się, że jest 10.15.
A tu jeszcze na pocztę i auto zatankowac.
Na poczcie postałam chwilę, odebrałam zaległe listy ( już nie podlegam pod całodobową tylko taką czynna do 20 więc wszystko odbieram w soboty) i ufajac optymistycznie wychylonemu wskaźnikowi paliwa ruszyłam na spotkanie z Luśką.
I kicha...
Jakieś 3 km za Piasecznem stoimy. Kiedyś już mi sie to zdarzyło i miałam na szczęście 5 litrowy kanisterek. Nie wiem czemu pusty, ale był.
Luśka wybawiła mnie z kłopotu wracając się z Baniochy. Zatankowałysmy jakies 4 litry, mozna poszalec.
Jedziemy.
Cztery trzaski usłyszałam, ale Luśki autko jedzie.
Za chwile jednak zmieniło zdanie.
Wesoło było.
Luska wykonała kilka nerwowych telefonów. Potem ja jeden. Po taksówkę. Bo troche bałam się o moje, stojace na poboczu na światłach awaryjnych auto. Ale szybko mi się przypomniało, że przeciez nikt go bez paliwa nie ukradnie
Przy pomocy mrukliwego pana, podobnego troche do pana Japy z jakiegoś teleranka czy czegos tam, uruchomiłyśmy Cytrynkę Whisperów.
Pojechałyśmy kilka km i Cytrynka zdecydowała, ze jednak nie chce jechać.
Ale stałyśmy akurat tak, że auto trzeba było zepchnąć, a my dwie kobietki nie za silne, w tym jedna z bolącym nadgarstkiem. Potrzebowałyśmy silnego mężczyzny. Oto i on i ładowanie nr 2
http://foto.onet.pl/upload/35/13/_532076_n.jpg
Naładowany z lekka samochód zostawiłysmy pod moim biurem. Potem odwiozłam Luśkę do domku, kupiłam ościeznice do drzwi i pojechałam wydłubywac fugi. Co za upirdliwe zajęcie. Postanowiłam nie kontynuowac go. Wydłubywanie jest bardzo trudne i naraża moje nerwy na niepotrzebne napięcie.
BTW - oto płytki do mojej górnej łazienki - ściany nad nimi będa ciemnobrązowe:
http://foto.onet.pl/upload/45/23/_532069_n.jpg
Zła na brzydkie fugi podjechałam spotkac się z Whisperkami pod biurem i jeszcze ciut doładowac ich autko. Był już z nami Whisper, więc nie musiałysmy się bardzo wysilac - odwalił całą robotę z podłączeniem sam. Oto jak sobie radził:
http://foto.onet.pl/upload/32/33/_532070_n.jpg
http://foto.onet.pl/upload/5/36/_532072_n.jpg
http://foto.onet.pl/upload/28/72/_532073_n.jpg
A teraz siedzę sobie i szukam bezbolesnego sposobu usuwania położonych fug. PEPSI? :)
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia