Dziennik Vondraczka z Akacji II
Oj sie działo naprawdę sie działo!!
Tydzień choroby a ja opalony na twarzy jak Leper.
Normalnie luzianki mogłem od rano do wieczora robić. A nie marnowałem czasu - no może w sobotę co to sąsiad z piwkiem przyszedł. A przy mojej głowie to na trzy godziny odreagowania czekałem . Deski przyjechały więc zacząłem szalować, garaż skończyłem i nawet chudziaka wylałem. Szalunki na kolejnych lawach też już zacząłem ale szybko mi sie znudziły wiec do zbrojenia siadłem!! Po pociętych rączkach od drutu przeszedłem znowu do desek. Najważniejsze, że robota do przodu! teraz niestety w pracy siedzę ale patrząc na tą piękną pogodę to aż w człowieku buzuje żeby jak najszybciej tam wrócić i zająć się robotą!
No i musze sie przyznać pierwszy raz miałem pomocnika na budowie - normalnie ojciec przyjechał (drogo go ta wyprawa kosztowała bo zrobił sobie dziurkę w przedniej szybie samochodu - z tego i nie owego coś mu walnęło - musiał być duży ten komar!!). Posiedział 3 godzinki i poplątał trochę zbrojenia. Normalnie już nie mogę powiedzieć że tylko własnym rączkami dom postawiłem - no ale sie cesze przynajmniej mam 3 godziny do przodu. A przy tak szybko nadchodzącej zimie to te 3 godziny to prawie jeden dzień roboty po pracy. Co do zdjęć to mam ich sporo musze je tylko pomniejszyć bo zauważyłem że ładuje sie ten mój dziennik i ładuje. No ale wychodzę z wniosku że jedno zdjęcie sto słów nie opisze. A więc mój dzienni będzie jednym wielkim albumem ze zdjęciami no i krótkim opisem. Do zobaczenia!!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia