Dziennik Martadeli - D09b z przeróbkami
Od czego by tu zacząć...
Może najpierw miłe sprawy...
Ściany urosły, jak na drożdżach
http://img87.imageshack.us/img87/3846/dsc03193mns4.jpg
http://img223.imageshack.us/img223/9546/dsc03258mfg2.jpg
http://img215.imageshack.us/img215/4002/dsc03412mqa1.jpg
ale na tym to co miłe się kończy
Jak to zwykle w bajkach bywa pojawił się i w mojej sielance czarny charakter, jest nim Bank, mój do niedawna najulubieńsiejszy bank. Złożyłam ufnie (goopia naiwniaczka) wniosek w "moim" banku, licząc na sprawne załatwienie kredytu. Papiery kompletne wszystko było pięknie do podpisania wniosku... Potem... potem zapadła cisza
Pani u której ów wniosek złożyłam, nie skontaktowała się ze mną ani jeden raz, więc sama do niej zaczęłam się dobijać, przez telefon była oschła, zbywała mnie i w ogóle to zaczęłam żałować wyboru placówki.
Gdy przyjeżdżałam do oddziału ww Pani, nie miała dla mnie czasu i rzucała przez ramię nadąsanym "nic nie wiem w Pani sprawie, nawet na mnie nie spoglądając.
Potem była interwencja u z-cy dyrektora placówki, i niby zaczęło się coś dziać...
Niby, bo właśnie dzisiaj mija 3 tygodnie od złożenia wniosku. Termin załatwienia sprawy podany w dniu podpisywania wniosku 2 tygodnie...
Ręce opadają, chyba zmienię bank... tak w ogóle...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia