Azaliówka (dylematy wyboru)
Do budowania jeszcze mamy troszkę... ale... już mnie nosi... Więc chociaż tak sobie zacznę :)
Znam uroki mieszkania w domku, wychodzenia bosą stopą o poranku na taras, z kubeczkiem gorącego napoju w łapce, śpiew słowika we własnym jaśminie, znam też wszelakie związane z tym problemy - i CHCĘ! Chcę wrócić do Domu... Ale to moje chcenie nie było na tyle wystarczające, aby przelamać niechęć mej drugiej połówki do zobowiązań, kredytów i całego tego chaosu. Do ubiegłego roku...
Bezpośrednim przyczynkiem do działania była (jest) moja wielka pasja - ucieleśniona w trzech stworkach poniżej.
http://www.cavalierworld.home.pl/wlasne/azalki.jpg
Różanka, Ikutek i Siusianka czyli Azalki. Nazwa domu już chyba jasna :)
http://www.cavalierworld.home.pl/wlasne/jemy7.jpg
(tu tez wszystkie tsy!!!)
Należą do rasy rozsiewającej straszliwego wirusa. Myślę, że zaraża się nim jakieś 80-90% właścicieli. Ma człek jednego... chce dwa. Ma dwa... robią się z niego trzy...i tak można w nieskończonośc...
Mój przypadek jest beznadziejny... ataki choroby silne... a niestety, pomimo skromnych bardzo rozmiarów moich Kwiatuszków, na przestrzeni 40m2 naszego mieszkanka osiągnęliśmy już zagęszczenie graniczne (chyba ) Zwłaszcza, że prócz Azalek na tych 40m muszę się pomieścić nie tylko ja, ale i mój ślubnie przyczeczony, a takoż moje dziecię, oba słusznych rozmiarów chłopy.
Jakoś jesienią 2006 doszlismy (tzn.ja :) ) do wniosku, że nam ciasno.
Mój mąż nie należy do Zlotych Rączek ani pasjonatów budowania, finanse nasze oszałamiające nie są - postanowiliśmy kupić większe mieszkanie. Najlepiej z ogródkiem (vide Azalki).
Rozpoczęłam wizyty u deweloperów... Noooo.... kto przez to nie przeszedł, łapka w góre! :)
Za 70m2 mieszkania z 60cio metrowym ogródkiem bez garażu i piwnicy wychodził mi lekko 100 metrowy domek na ok.1000m działce... jakbym nie liczyła... Przy tym umowy spisywane z deweloperami to jakieś cyrografy koszmarne, respektujące prawa jednej tylko strony (nie kupującego, niestety).
Nie będę się dalej rozwodzić, ale argumentów nazbierałam dosyć, aby mego, przeciwnego budowaniu małżonka, znokautować. Używszy wszelkich możliwych środków dostępnych niewieście (łzy i ten tam takie...) doprowadziłam, póki co, do podjęcia wiekopomnej decyzji: KUPUJEMY DZIAŁKĘ! (a później się zobaczy...)
cdn.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia