Mazurska chałupa komtura
Zaprosiliśmy szwagra, inżyniera budowlanego z dużym doświadczeniem zawodowym by obejrzał chylącą się do upadku chałupę i ocenił, czy da się ją jeszcze wyremontować. Opinia była pozytywna, choć nie krył on, że czeka nas wiele pracy i sporo niespodzianek. O kosztach wolał się nie wypowiadać, a my woleliśmy nie pytać. Po co psuć sobie humor?
W czwartek rano przyjechał do nas zięć staruszka z wieścią, że dziadka zabrało w nocy pogotowie i że niestety teść zmarł...
Pojechałem do notariusza odwołać piątkowe podpisanie aktu notarialnego. Szczęście w nieszczęściu struszek zostawił testament w którym zapisał chałupę wraz działką córce u której mieszkał. Pomogłem napisać pismo do sądu o stwierdzenie nabycia spadku. Nowi właściciele potwierdzili chęć sprzedaży siedliska, ale zarządali zadatku. 25% umówionej ceny. Miałem opory. Dać albo nie dać, to było pytanie. Dałem. Przez kilka nocy nie mogłem spać. Gospodarze pozwolili nam zatrzymać klucze od kłódki i przyjeżdżać do chałupy kiedy tylko chcemy.
Najtragiczniej wyglądały okna, a właściwie to co z nich zostało. Kupiłem kilka opakowań grubej polietylenowej folii i resztki ram owinąłem folią. Ponieważ okna były podwójne, były cztery warstwy folii. Na strychu, w miejscach największych przecieków istawiłem przeróżne naczynia. Garnki, miski, wiaderka, puszki. Codziennie sprawdzałem jaka pogoda nad Mazurami i w razie silnych opadów deszczu wsiadałem w samochód by opróżnić naczynia.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia