Mazurska chałupa komtura
Tak się szczęśliwie składało, że wydział ksiąg wieczystych znajdował się w pobliżu. W małych miejscowościach wszystko jest w pobliżu. Wpadłem do pokoju z kompletem dokumentów ciągnąc sprzedającą za sobą. Trochę się zasapała bo było po schodach do góry. "Założenie księgi to 2 tygodnie" Niejeden z forumowiczów byłby zachwycony tak krótkim terminem, ale mnie zależało na przyspieszeniu. Chciałem być posiadaczem chałupy JUŻ.
Do Sylwestra pozostało tylko kilka dni. Bieg do najbliższego sklepu z tym co na Sylwestra otwieramy o północy. 3 panie w pokoju, 3 opakowania tego co trzeba i bieg powrotny. "A czy nie można by na jutro?" Tu św. Mikołaj. Sylwester. "Będzie za 15 minut gotowe, zaniesiemy do kancelarii notarialnej osobiście." To są uroki małych miejscowości.
Następnego dnia jedziemy w komplecie do notariusza. Komplet to znaczy sprzedająca i jej mąż oraz ja. Płacę z duszą na ramieniu przed wejściem do biura umówioną kwotę. A jak powiedzą nie?
Akt (notarialny już czekał.) Sprawdzenie tożsamości, dokumentów i małe zaskoczenie. Oni chcą mi sprzedać nie tylko siedlisko, ale i przyległą łąkę. Razem prawie hektar. Po jaką cholerę mi łąka? Nie zamierzam chodować krów bo syn ma uczulenie na te zwierzaki, a ja się ich boję. Zaczynam dyskutować odmawiając, ale mąż sprzedającej nalega. Bierz. Chciał, nie chciał, biorę. Cena bez zmian. Kupuję wszystko co zostawił dziadek.
W drodze powrotnej dowiaduję się, że to nie jest koniec transakcji. Transakcję należy uczcić. Stajemy pod sklepem monopolowym.
Cdn.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia