Mazurska chałupa komtura
Na szczęście przestało lać. i prognozy na najbliższe dni były dość optymistyczne. W następny weekend oczywiście pojechałem. Ta rozgrzebana połowa dachy była prawie skończona. Wyglądało nawet nieźle. Ekipa oczywiście zaczęła dopominać się o częściową zapłatę. Odmówiłem mając w pamięci czym skończyło wypłacenie kasy panu Heniowi. Jakoś to przyjęli ze zrozumieniem, choć zachwyceni nie byli. Obiecałem wiechę jak bedą kończyć co spotkało się prawie z entuzjazmem. Z hurtowni, na raty, przywiozłem papę. Nie sądziłem, że rolka papy jest taka ciężka.
I znów powrót do Warszawy i śledzenie pogody. Ale nie było źle, tylko zaczęło się robić zimno.
Na drugiej połowie dachu była podobna sprawa z wygniłą murłatą. Jednak tu zniknął niewielki kawałek. Resztka "stodołowej" belki wystarczyła. Po dwóch tygodniach pracy ekipa meldowała telefonicznie, że zbliża się do końca prac i liczy na wypłatę i wiechę. "Słowo się rzekło, kobyłka u płota".
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia