Mazurska chałupa komtura
Trochę się ostatnio opuściłem.
Odbiegnę dzisiaj od chronologii wydarzeń, nie ma bowiem znaczenia, czy dzisiejsza opowieść działa się wcześniej czy później. Taka oderwana od czasu przygoda która mogła się zdarzyć w każdym momencie, a bedzie to historia z morałem.
Nasz sąsiad, pan Jan, przysłał kolejny telegram o włamamniu.
Wściekły zwolniłem się z pracy, zabrałem z domu narzędzia, wsiadłem w samochód i po 4 godzinach byłem na miejscu. Było zimno, wiał silny wiatr. Chałupa była wprawdzie nienaruszona, ale jakiś idiota włamał się do chlewika. W chlewiku nie było nic cennego. Poprzedni właściciele trzymali tam jakieś stare deski, puste butelki i masę śmieci. Wszystko to czekało na wywiezienie na gminne wysypisko. Drzwi zamknięte były na kłódkę. Przez dwa niewielkie okienka można było zobaczyć całą zawartość tego śmietnika. Złodziejowi to nie wystarczyło. Nie wiem jaką "cenność" ujrzał, pustą flaszkę po winie, starą deskę, a może kawałek zardzewiałej blachy bo rozwalił siekierą drewniane drzwi i wlazł do środka. Chyba nic nie wyniósł, a jeśli nawet to mnie zostało mniej do wywiezienia, a było tego jak się okazało 3 przyczepy. Kilka desek z pokrycia dachu miałem, gwoździe były przystąpiłem do naprawy uszkodzonych drzwi. Poszło nawet szybko mimo, że drzwi nie dały się zjąć z zawias i utrudniało to pracę. Wiejący silny wiatr także nie ułatwiał. Znalazłem nawet trochę farby olejnej w kolorze orzech ciemny i pomalowałem całość. Otrożnie by się nie pobrudzić farbą zamykałem drzwi gdy nagły podmuch wiatru zatrzasnął je dociskając mój palec wskazujący do metalowego skobla wmurowanego w ścianę chlewika.
W pierwszej chwili myślałem, że straciłem koniec palca, ale gdy spojrzałem okazało się, że trochę wprawdzie zdeformowany i zakrwawiony jest na swoim miejscu. Ból był okropny.
Wiedziałem, że w chałupie żadnych środków opatrunkowych nie ma. W samochodzie miałem jednak dobrze wyposażoną apteckę. Brocząc krwią, skąd w palcu taka ilość krwi? otworzyłem jedną ręką bagażnik i wyjąłem apteczkę. Plaster z opatrunkiem. Tak jak plasterek pojeździ kilka lat, pogrzeje się na słoneczku w samochodzie, to jego klej przestaje posiadać jakiekolwiek właściwości klejące. Pozostał bandaż. Jedną ręką, pomagając sobie zębami zawiązałem na palcu wskazującym prawej ręki dość niezgrabną kukiełkę. Z bólu który pulsował robiło mi się ciemno przed oczami. Miałem do przejechania 265 km. Najbliższą otwartą aptekę w której kupiłem jakiś środek przeciwbólowy miałem dopiero po 40 km.
Morał? Nawet dwa. Na budowie powinna być apteczka, a w apteczce samochodowej trzeba sprawdzać co jakiś czas zawartość i w miarę potrzeby wymieniać to co straciło własności użytkowe.
Na palcu do dziś, choć minęło od tamtego czasu kilka lat mam dość duże zgrubienie i bliznę. Ruchomość stawu pozostała na szczęście bez zmiany.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia