Mazurska chałupa komtura
Tych nadmiarowych desek z dachu zostało już niewiele, a specjalnie ładne też nie były. Pojechałem do innego, prywatnego tartaku kilkanascie km dalej. Tartak prowadzony był przez kobietę. Robił naprawdę dobre wrażenie. Deski ułożone równo. Porządek. Kilkunastu pracowników. Wszyscy trzeźwi. Powiedziałem jakie deski mi potrzebne. Były. Pracownik dociął je na wymiar, pomógł załadować. Super. Ten tartak był opisany przez kogoś kilka lat temu w Muratorze, jako najlepszy na Mazurach. Niestety, matka przekazała kilka lat temu zakład dzieciom, a ci doprowadzili go do upadku i likwidacji, Szkoda.
Deseczki przybiłem z synem, ale w jednym miejscu stwierdziliśmy, że końcówka belki oparta na ścianie trzyma się wyłacznie siłą przyzwyczajenia. Samo próchno. Zdecydowałem, że tę belkę zastąpimy ostatnimi , jakie pozostały, dwoma krokwiami sklejonymi i skręconymi śrubami. Przekrój tak złączonych krokwi był taki sam jak wycinanej belki. Najtrudniejsze było wypoziomowanie. Bardzo przydatny okazał się mały podnośnik hydrauliczny. Pozwolił na precyzyjne umieszczenie belki.
Przy okazji zwaliliśmy ze strychu resztę polepy glinianej i uformowaliśmy z niej małą skarpę w szczycie domu. Jałową glinę, która dziesiątki lat leżała na strychu przykryłem cienką warstwą żyznej ziemi i... posiałem trawkę. Nie była to odmiana Canabis tylko zwykła trawa trawnikowa. To tak dla wyjaśnienia. Trawnik ma 8 m długosci i 1,5 szerokości. Reszta działki do dziś jest w stanie pierwotnym. Niektóre chwasty ją porastające mają ponad 2 m wysokości. Ale ten kawałek czasami nawet koszę wygraną na loterii fantowej elektryczną podkaszarką.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia