Mazurska chałupa komtura
Jak już pisałem ze strychy usunieta została gliniana polepa. Gruba miejscami na 20 cm. Część desek trzeba było wymienić. A były to wspaniałe kiedyś dechy. Niektóre szerokości 60 cm długie na 12 m. Niestety, może i teraz można gdzieś takie kupić, ale czas naglił i musiałem przybijać to co było do kupienia w pobliskim tartaku. Niby suche, ale po kilku latach szpary na sufitach są widoczne. Czemu czas naglił? Kupiłem bardzo tanio wełnę mineralną do ocieplenia poddasza. Całkowicie oficjalnie, uczciwie, ale naprawdę baaaaardzo tanio. Fuks.
Wełenka przyjechała potężnym TIRem z naczepą i nie było siły by kierowca mógł podjechać pod dom. Musieliśmy nosić. Z wiadomych powodów chciałem by ta wełna została jak najszybciej wbudowana, a nie czekała bo mogła dostać nóżek.
Drut. W każdą krokwię dziesiątki gwożdzi do zamocowania drutów. A później mozolne naciąganie. Nie lubię pracować w rękawicach. Musiałem, a i tak piękne pęcherze porobiły mi się na dłoniach. O układaniu wełny wolę nie pisać. Robiliśmy to we dwóch. Mocując płaty wełny sznurkiem do wbitych wcześniej gwoździ. Po paru minutach pracy czułem się tak jak by mnie stado wszy oblazło i gryzło. Inną atrakcją były muchy! Na poddaszu nie było jeszcze stałego oświetlenia. Oświecaliśmy miejsce pracy jarzeniówką. I chyba te niewielkie ilości UV przyciągały na poddasze takie lości much, że czasmi robiło się ciemno. Był to sygnał by wyciągnąć spray na owady latające, psiknąć i zrobić sobie przerwę. Po kilkunastu minutach, i wietrzeniu mogliśmy podziwiać "pokot": setki, jeśli nie tysiące much leżących na podłodze. Póki nie nadleciały następne zastępy można było układać. Robota posuwała się dość szybko do przodu. Nabieraliśmy wprawy.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia