Mazurska chałupa komtura
Następny dzień, jak i inne tego lata był pogodny i ciepły. Ciepły to może zbyt mało powiedziane. Był upalny. Zaczęliśmy wcześnie rano. No tak skoro świt około 9 bo to przecież czas urlopu. Ekipa w składzie Zdzichu na górze, miał odbierać wiadra i rozgarniać wylewkę, ja na dole miałem ją mieszać w mieszalniku do pasz. Receptura na tę miksture była: jeden worek cementu, trzy odpowiedniej wielkości, duże wiaderka keramzytu i małe wiaderko wody.
Start.
Keramzyt, woda, worek cementu sypany na raty by nie zrobiły sie "klumpy", pomarańczowy mieszalnik kręci się, że aż miło. Nagle z góry wychyla się z okna głowa Zdzicha. "Tomek, nie syp całego worka cementu. Pół, będzie dobrze. Dosyp trochę piachu. Worek kosztuje przecież 7 zł"
NIE, będę sypał i lał dokładnie jak stoi w piśmie: worek cementu, keramzyt i woda.
Mikstura gotowa. Wiaderko jedzie na linie do góry. Leciutkie. Jedno, drugie, trzecie. I znów do bębna keramzyt, woda, cement. I znów do góry.
Zdzichu nosi wiaderka w drugi koniec domu, rozgarnia, wyrównuje na ułożonych i wypoziomowanych rurkach.
Po jakimś czasie przerwa. Idę na górę. Hmm... niewiele tej wylewki.
CDN
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia