Mazurska chałupa komtura
Zdzichu nie wracał, bo nie tylko pojechał do Wałbrzycha spotkać się z dawno niewidzianym bratem, ale skoczył jeszcze do wujka. Do Francji.
Musiałem szukać nowego wykonawcy, bo czas naglił. Trafił sie gostek w średnim wieku, który właśnie wrócił z pracy w Niemczech. Wrócił na kilka dni, ale zgodził się podjąć pracę. Materiały były. Następnego dnia przyjechał z żoną, dużą butelką jakiejś różowej "orężady", swoimi narzędziami i... białym kombinezonem który był jego strojem roboczym. Pracował szybko, czysto i starannie. Pomocnikami byłem ja i mój syn. Dał nam popalić. Ledwo nadążaliśmy z mieszniem zaprawy docinaniem i podawaniem bloczków. Najciekawsze było to, że po zakończeniu pracy jego kombinezon był... nieskazitelnie biały. Nigdzie nie było też placków zaprawy. Zużył 100%. W czasie 8 godzin wypił 2 litry różowego płynu i to były jedyne przerwy na jakie sobie pozwolił. Prawie się nie odzywał. Natomiast jego żona prze 8 godzin mówiła. Co mówiła? Tego nie powiedziała.
Miał przyjechać następnego dnia rano.
Ciąg dalszy nastapi
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia