Mazurska chałupa komtura
Sobotni dzień minął bardzo sympatycznie. Pogoda dopisała. Wprawdzie spotkania odbywają się co roku, ale zawsze kogoś brakuje. Tym razem brakowało tylko jednej osoby. Były więc i wspomnienia, i opowiadanie o dzieciach, w większości już dorosłych, i plany na przyszłość. Takie fajne koleżeńskie spotkanie. Zawsze odbywały się one rotacyjnie. Większość koleżanek żony mieszka w Warszawie. Była to pierwsza "sesja wyjazdowa" i uchwalono, że następne i następne, aż do końca świata, a może nawet dłużej odbywać się będą w "komturii". Termin następnego spotkania wyznaczony został na długi majowy weekend 2005.
I nadszedł czas pożegnania. W niedzielę zaczął się odwrót. Współczuliśmy im oboje. Powroty po weekendzie, zwłaszcza długim, z Mazur do Warszawy, po południu to tragedia. Sznur samochodów, "wspaniali" szybcy kierowcy, korki w kilku miejscach. Horror.
My, szczęśliwie zostawaliśmy na miejscu. To chyba był jedyny pozytywny efekt uszkodzonego kolana.
C.d.n.
I znów rozpisałem się niebudowlano , ale w sobotę tyko Zdzichu pracował do południa. Niewiele się działo.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia