Mazurska chałupa komtura
Ten rok który minął jakiś złosliwy był. Wczoraj wieczorem opisałem jeszcze jeden sylwestrowy pobyt w "komturii" i nim zdążyłem wysłać wszystko zniknęło
Spróbuję napisać raz jeszcze.
Było to kilka lat temu. Pogoda podobna do obecnej, temperatura dodatnia, śniegu zero. Przywiezione narty biegówki stały smutno w kącie. Poszliśmy na spacer. Droga od naszej chałupy prowadzi w jedną stronę do wsi, w drugą do lasu. Oczywiście wybraliśmy kierunek las. Szliśmy ścieżkami znanymi z wcześniejszych spacerów, z moich wypraw na grzyby czy podchodów z aparatem by "ustrzelić" jakieś zwierzę. Las o kazdej porze roku wygląda inaczej.
Wiosną gdy zaczynają zielenić się liście i przyroda budzi się do życia jest jest pełen śpiewu ptaków budujących gniazda. Latem ospały w upalne dni, jesienią pomalowany złotem, brązem i czerwienią liści a ziemia przyozdobiona jest grzybami. Pięknie wyglądają czerwone muchomory rosnące często gromadnie, brązowe olszówki, pomarańczowe wełnianki, że o tych jadalnych borowikach, koźlakach innych smakowitościach nie wspomnę. Śnieżna zima to czas przyglądania się śladom na śniegu. Tropy zająca, dzika, sarny albo łosia krzyżują się ze sobą, wylądają jak drogi wyrysowane na wielkiej białej mapie. Ale sniegu nie było. Szliśmy powoli rozmawiając. Nagle Majka stanęła pokazując coś żółtego na środku dróżki. Zaniemówiłem. "Rodzinka" kurek. 30 grudnia. Było tego sporo. Zebtaliśmy je i na sylwestrowe śniadanie była jajecznica z kurkami. Pycha.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia