Mazurska chałupa komtura
Kolacja na raty, ale śniadanie to już razem, na tarasie. Wschodzące słońce, widok na łąkę przed tarasem i pobliski las. Jeśli chodzi o słońce, to ono wschodziło od mniej więcej od 6 godzin, ale to drobiazg. Łąka i las były cały czas w tym samym miejscu.
Po śniadaniu - czas wolny. Część dziewczyn wybrała się na spacer do pobliskiego lasu. Po jakimś czasie na drodze widzieliśmy jakieś zamieszanie. Krzyki, śmiechy. Co się dzieje?
Nadciągnęła pierwsza trzyosobowa grupka dziewczyn. Akurat ta grupka, a właściwie 2/3 odznaczała się... no, przyznam się, że słów mi braknie :) by to delikatnie opisać i nie zostać zbanowanym...
OK "Dużymi niebieskimi oczami". To się chyba teraz tak nazywa
Jeśli jestem w błędzie odnośnie słownictwa, proszę o info na priva
I ta grupka właśnie, wracając z lasu, przechodziła obok łąki na której pasła się klacz sąsiadów. Klacz, jak to klacz urodziła kilka tygodni wcześniej uroczego źrebaka. I ten kilkutygodniowy źrebak właśnie.... Ale po kolei
Klacz przywiązana była do palika. Źrebak hasał wolny i swobodny, ale zawsze w odległości kilku metrów od swej mamy. Co jakiś czas zaglądał do "mlecznego baru" ku wyraźnemu zadowoleniu swej mamuśki.
Nagle zauważył idące drogą trzy kobiety.
Do dziś nie jestem w stanie tego zrozumieć. Może dlatego, że nie jestem (jeszcze?) koniarzem, ale w jego źrebięcej łepetynie zaświtała myśł, że może mleczko z większego baru lepsze. Pogalopował więc na spotkanie naszych gości i wiedziony chyba instyktem zaczął całkiem trafnie ...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia