Mazurska chałupa komtura
Odbiegnę dziś od chronologii. Dzień dzisiejszy, a własciwie kilka ostatnich, które spędzam samotnie w "komturii". Przyjechałem w sobotę wieczorem. Cel przyjazdu: "Wyszlifować strop (belki i deski) przynajmniej w jednym pomieszczeniu."
Strop jest drewniany. Belki 20x20, dechy niektóre szerokie na prawie 40 cm mają około 100lat. Przez ten czas mocno zbrązowały, kolejne pokolenia które tu mieszkały wbijały w belki niezliczone ilości gwoździ. Na belkach widać ślady obróbki siekierą. Ponieważ w pewnym okresie oryginalny strop zakryty został od spodu deskami, obity trzcina i otynkowan,y w wielu miejscach na belkach pozostały ślady zaprawy. Te dechy z trzciną usunęliśmy dość dawno. Nadszedł czas by zacząć robić w "komturii" ładnie.
Na pierwszy ogień poszedł jeden pokój. Wyniosłem co się dało, założyłem gustowny granatowy kombinezon, maseczkę p. pyłową, gogle i przystapiłem do raźno do pracy. Pierwszego dnia próbowałem różnych technologii. Śzlifierka oscylacyjna, szczotka obrotowa, wiertarka z tarczą do szlifowania (papier przyczepiany na "rzepa").
Boczne powierzchnie belek to była pestka. Wprawdzie nie wszędzie można dotrzeć narzędziem i niektóre miejsca będą wymagały "ręcznego dopracowania" wygląda to nieźle.
Schody zaczęły się kiedy musiałem szlifować belkę od spodu i leżące na niej deski. Po kilku chwilach przestawałem widzieć. Po pierwsze, pył osiada na goglach, po drugie w powietrzu zaczyna unosić się tyle pyłu, że wygląda to jak gęsta mgła. Maseczka p. pyłowa skutecznie ogranicza oddychanie. Po kilku minutach szlifowania w ten pozycji mam dosyć. Nic nie widzę, a w gardle i w nosie mimo maski mam pokłady pyłu. No i ręce drętwieją.
Kiedy spojrzałem na swoje odbicie w lustrze... łysina zniknęła, tyle że resztk włosów przybrały rudą barwę, a czółko miało kolor jak opalenizna pewnego polskiego mulata.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia