Mazurska chałupa komtura
Pomysł winnicy na części mej "komturskiej posiadłości" chodził mi po głowie od kilku lat. Wprawdzie te okolice to polska Syberia, do naszego bieguna zimna czyli Suwałk niedaleko, ale czemu nie spróbować? Odpychałem te mysli od siebie sam stukając się w głowę, która za każdym razem dudniła pustką tam panującą, ale w tym dudnieniu mozna było usłyszeć: spróbuj... spróbuj...
Wreszcie uległem. Nie byłem w stanie wytrzymać tego głosu. Poważnie zacząłem obawiać się o swoje zdrowie psychiczne. Zakupiłem w pewnym dobrym gospodarstwie ogrodniczym kilka sadzonek winorośli i posadziłem przed południową ścianą domu. Przeczesałem internet w poszukiwaniu informacji jak te roslinki pielęgnować. Dosyć to wszystko skomplikowane, a kupiona ponadto książka na temat naukowego przycinania pędów winorośli narobiła mi takiego zamętu w głowie, że po jej przeczytaniu nie wiedziałem kompletnie ciąć, czy nie, w którym miejscu i kiedy. Rozciągnąłem tylko druty i w miarę wzrostu pomagałem roślinkom się doń przyczepiać. Dodatkowo, by zachęcić je do bujnego wzrostu przemawiałem do nich czule. Jesienią wokół każdej winorośli usypałem dość duży zgrabny kopczyk i miałem nadzieję, że zbyt zimno im nie będzie. I miałem rację. Zima wprawdzie była ostra, mróz do 27 stopni, a śniegu niewiele, przetrwały. Wiosną wypuściły pąki które rozwinęły się w listki a nawet pokazały się małe kwiatki. Winogronka rosły całe lato powoli zmieniając barwę z zielonej w granatowo czerwoną. Grona były wprawdzie niewielkie i dość rzadkie jednak to były bardzo młode roślinki.
Do zbioru przystąpiłem pod koniec września. Dużo tego niebyło, jakieś pół kilograma z czterech krzaków.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia