Dom Kasi i Mata...
Ciąg dalszy polskich opowieści (muszę skorzystać z faktu, że dziś nie pracuję, więc nawalam w klawiaturę). Jesteśmy po wylewkach i tynkach wewnętrznych. Żadnych problemów nie zgłaszamy, oprócz kilku lekko krzywych ścian - takich jak ta kuchenna, na którą zwróciła uwagę projektanka kuchni, która przyjechała na mierzenie. Wreszcie-Teść jej nie dowierzał, kiedy ledwie rzuciła okiem na ścinę i stwierdziła - chyba trochę krzywa. Pomierzyli i okazało się, że faktycznie milimetry różnicy na dole i góry. Milimetry milimetrami, ale stwierdziła, że to ważne, kiedy robi się meble pod wymiar i w konsekwencji trzeba było skorygować lekko.Ale to znowu szczegóły i znowu ważne szczegóły...Choć robotnicy zgodnie twierdzą "Panie nie ma idealnie prostych ścian, to niemożliwe". A my na to: "Panie, muszą być, bo nam za chwilę połowa domu będzie odstawać". I takie dialogi w nieskończoność się toczą... :) (zresztą pewnie znacie je z własnych doświadczeń).
Dowieźli nam już grzejniki i kilka zostało zamontowanych w celu stwierdzenia szczelności instalacji. Na razie sukces bez wycieków, więc kolejne hurra. Mam nadzieję, że nie zapeszę. Z grzejnikami jest też tak, że zaprojektowałeś Mężu sam gdzie i jaki grzejnik będzie sobie wisiał i te współrzędne grzecznie przemailowałeś do Wreszcie-Teścia. Wreszcie-Teść miewa jednak czasem własne pomysły na ten dom i potem okazuje się, że nie do końca wszystko jest fizycznie tam, gdzie miało być zgodnie z planowaniem. Naprawdę staramy się nie czepiać, bo: 1) wiemy, że często wie lepiej od nas, a nam tylko ze względu na młody wiek i daleko posuniętą potrzebę pokazania niezależności chce się pokazać, że wiemy lepiej :) (skomplikowane zależności); 2) w natłoku zdarzeń budowlanych, którymi jest przywalony może się czasem coś po prostu popieprzyć; 3) czasem łatwiej jest coś zrobić gdzieś, gdzie łatwiej, choć może niekoniecznie dobrze będzie wyglądało i było tam potrzebne. Niemniej takie nieoczekiwane zmiany akcji przywracają nas o zawrót głowy.Chwilami z tym domem jest jak z puzzlami - zmienisz jeden element i cała reszta ni jak nie pasuje. Takie przygody mieliśmy także z grzejnikami (uczciwie mówiąc na razie z jednym, ale spodziewamy się, że może być więcej). Na szczęście psychologiczne sposoby odreagowywania stresu na razie przynoszą efekty, więc do żadnych acting-out'ów nie doszło (swoją drogą założenie takiej live grupy wsparcia dla budujących i uwspólnienie "traumatycznych" przeżyć byłoby niezłym pomysłem :))
Jak już wcześniej wspominałam po wylewkach na miejsce akcji przybyli eksperci od projektów kuchni i łazienek. Pani projektantka kuchni jest zapalonym profesjonalistą, więc wymierzyła wszystko, wyliczyła, pozmieniała co trzeba i naprawdę efekty jej pracy (jak do tej pory) są bezbłędne, choć z pewnością coś "wyjdzie w praniu", ale takie rzeczy są nieuchronne i niezależne od niej. Pan od łazienek napsuł nam trochę krwi (ja jestem "miękka" w tej materii i go trochę rozgrzeszam, bo pokątnie się dowiedziałam, że ma jakieś problemy prywatne; Ty Mężu po męsku najzwyczajniej w świecie jesteś wkuty). Bo faktycznie nawalił. Projekt górnej łazienki jeszcze jako tako, bo w konsekwencji nam samym udało się powymyślać na nowo i potem razem z nim nanieśliśmy zmiany i chyba powinno być dobrze. Z dolną totalna klapa. Zaczęło się od tego, że sam się uparł, że wszystko musi pomierzyć, dając do zrozumienia, że ktokolwiek inny zrobiłby to źle. No i wymierzył... źle. Na projekcie pozmieniał kilka rzeczy w stosunku do rzeczywistości np. bagatela umiejscowienie okna. To, czym miał się tak naprawdę zająć czyli wyliczenie i ułożenie kafelek zrobił na odpieprz - wiele rzeczy się kupy nie trzymało, nawet dla takich laików jak my. W dolnej łazience mamy duże kafle o wymiarach 97,5x32,5 cm,które są po prostu drogie i mało "ustawne". Na projekcie nie trzymał się wspólnych ustaleń i do tego poprzycinał wiele bezsensownie, nie przejmując się za bardzo finansowymi aspektami. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że mamy już płytkarza, który kładzie inne kafelki, z utęsknieniem czekając na te łazienkowe. Pan "projektant" łazienkowe zamówił - zgodnie ze swoimi wyliczeniami, które były do bani. Zamówienie trzeba było anulować. W konsekwencji my razem z Wreszcie-Teściem zajęliśmy się sami wymierzeniem i projektowaniem od nowa. W ciągu kilku najbliższych dni zrobimy korektę zamówienia i poczekamy kilka kolejnych dni aż płytki dotrą na budowę. Mamy nadzieję, że do tego czasu Pan Płytkarz będzie miał inną robotę, choć martwi nas trochę to, że praca idzie mu szybko..solidnie, ale za szybko. To dobry fachowiec z dużą ilością zamówień na siebie...a na takich przerwy w pracy nie działają zbyt dobrze. I nie ma się co dziwić.
Takie smaczki budowlane, których zaczyna się trochę mnożyć. Ale damy radę!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia