Kropki i Biedronka w Wódce :-)
Marazm, zastój, szaranagajama...
Ale cuda jednak się zdarzają. Ale od początku.
Niestety rozchorował nam się malarz, na tyle poważnie, że zwolniłem go ze zobowiązania dokończenia rozpoczętych na jesieni prac - a wielka szkoda, bo człowiek to ogromnej dokładności, solidny, uczciwy, niedrogi a do tego czysty i po sobie elegancko posprzątał.
Możecie sobie wyobrazić mój smutek - powiedzmy sobie szczerze: za wałek to jeszcze umiem się złapać ale od pacy i gipsu to mnie jakoś dziwnie odrzuca, choć od sławetnego remontu mieszkania "temi rencyma" prowadzonego minęło już prawie 8 lat... a trochę roboty zostało, do tego jakieś wstawki kartonowo-gipsowe na wieńcu, wykończenia w łazienkach, gołe kleszcze w sypialniach, no - sami wiecie. Żeby jeszcze było z kim, ale sam bym sobie nie poradził. Na szybko byle kogo nie chcę, ekipa "z polecenia" robi tylko gładzie i maluje, w takie dynksy się nie bawią, zresztą są w tej chwili zajęci na jakiejś "poważniejszej" budowie.
Aż tu nagle dziś - odprowadzając syna do przedszkola spotykam Pana Co Nam Robił Schody. Okazuje się, że rozwija działalność i ma też ekipę "od wszystkiego" czyli malowanie, gładzie, k-g... nawet drzwi montują, i to całkiem nieźle, bo mi pokazywał wszystko co tam porobili.
No to dawaj, od słowa do słowa - w przyszłym tygodniu kończą przedszkole, w czwartek-piątek mogą wejść do mnie! Roboty jest na tydzień-dwa, plus panele, kuchnia i szafy wnękowe, armatura, trochę kabelków, parapety i drzwi wewnętrzne... Aż sam nie mogę w to uwierzyć, ale jest szansa, że do czerwca będzie można się przenosić! Pozostaną jeszcze prace zewnętrzne - opracowanie terenu i tynk, ale to na spokojnie można już w wakacje albo i po. Nie zając.
No to powiało trochę optymizmem, a tymczasem wracam do książek...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia