Kropki i Biedronka w Wódce :-)
Mam wrażenie, że czekanie na przeprowadzkę to trochę jak czekanie na Godota - jak się skończyło, wiadomo
Niby chłopaki skończyły w niedzielę (o 21 telefon: Panie Pawle, kończymy już sprzątać ale jest ciemno i nic nie widać, to już pojedziemy ) - swoją drogą posprzątali całą chałupę luksusowo, ale znów:
- nie mamy zmienionej taryfy, bo trzeba żeby się tam elektryk wstemplował, ten jak zwykle zalatany, dałem kwity, czekam.
- siedzę i dłubię w oknach, bo myciem tego nie można nazwać - tzn. mycie to tylko element, w dodatku najprzyjemniejszy, tej całej imprezy. Okna niby były oklejone, tym nie mniej znajdują się na nich wszystkie warstwy ściany, no może z wyjątkiem pustaków (ale te były już przed oknami ) - cement, gips, farba, a z zewnątrz - klej do styropianu, styropian, grunt - dobrze, że nie tynkowałem... Siedzę więc, a w zasadzie wiszę na tych oknach próbując je domyć, co w większości przypadków jest skazane na klęskę, bo jak wiadomo wapno wypala dziury w szkle (mam kilka takich) , a gamoń ze szmatą potrafi narobić szkód na kilka setek - oczywiście wspominam tynkarzy, którzy jak pamiętam, próbowali mi te okna umyć, i niestety nieźle je porysowali. Skutkiem czego mam piękne nowe okna, porysowane, z dziurami i plamkami.
- do tego dziś stwierdziłem brak fazy w instalacji oświetlenia w łazience. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba qć.
Mam też ciekawe doświadczenia jeśli chodzi o sprzedawanie mieszkania. Już kilka osób deklarowało, że "na pewno kupią", po czym cisza - jeden dzień, drugi - w końcu dzwonię, pytam "no to kiedy?", na co odpowiedź jest że "nie jesteśmy zainteresowani" Niby poważni ludzie, a takie hece robią.
Tak więc nadal mieszkamy w szufladzie i zastanawiamy się, czy Godot w końcu nadejdzie.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia