Kropki i Biedronka w Wódce :-)
No to witam "z tamtej strony"
Powiem Wam, że jest całkiem fajnie. Tak jakoś - inaczej. Sama przeprowadzka to istny horror i szok ze stresem, na szczęście zabrali się za to prawdziwi fachowcy, których mogę szczerze polecić: http://www.autor.pl." rel="external nofollow">http://www.autor.pl.
Pakowanie zaczęliśmy juz kilka ładnych tygodni temu, wydawało się że "to już prawie wszystko, zostały meble, trochę ciuchów i parę drobiazgów"...
Akurat
Porzuciwszy potomstwo u dziadków zabraliśmy się dziarsko do roboty ok. 20.00 dnia poprzedniego. Już ok. 22.00 okazało się, że zaczyna nam brakować kartonów na pozostałe "drobiazgi" - a miałem ich jeszcze kilka niewykorzystanych. Wprawdzie firma proponowała, że udostępnią swoje pudła, ale ja zbyłem ich obojętnym "większośc już przewiozłem, pudła nie będą potrzebne". Na szczęscie chyba nie byłem pierwszym, który tak się przeliczył, po naszym telefonie przyjechało 40 pudeł, z których poszła połowa
Na największą minę nadzialiśmy się w kuchni. Fakt, stąd praktycznie nic wcześniej nie wyjeżdżało, a szafki własnej roboty okazały się wyjątkowo pojemne...
Panowie przyjechali punktualnie o 9.00 w sile 3 chłopa. I tu kolejna laurka - polską normą jest wśród różnych "fachowców" pozostawianie za sobą, hmm, delikatnie mówiąc, śladu zapachowego, i tłumaczenie tego "ciężką pracą". Otóż oświadczam, że można wykonywać wyjątkowo ciężką i niewdzięczną pracę nie wywołując łzawienia oczu i konieczności wstrzymywania oddechu wśród otoczenia.
Pakowanie trwało do godziny 13. Tzn. oni znosili a my w międzyczasie dopakowywaliśmy "drobnicę". Przy okazji okazało się, że trzeba rozmontować szafę (po położeniu paneli przestała się mieścić w drzwiach) i biurko (przyjechało w częściach i na miejscu je składałem, nie zmierzyłem przed wyprowadzką). Słuchajcie, jak to możliwe, że udało nam się zapakować całą ciężarówkę średnich rozmiarów dobytkiem z niezbyt w sumie zagraconego 57-metrowego mieszkania, wywożąc wcześniej 70 kartonów książek? W pewnym momencie pan spytał o priorytety, bo wszystko się nie zmieści Zostało trochę ciuchów i kwiatki, które już sami przewieziemy.
Wypakowywanie poszło już dużo sprawniej. Z tym, że w pewnym momencie udało nam się zablokować salon Góry kartonów, krzeseł, do tego sofa z Ikei postawiona na sztorc - tak prezentowała się reprezentacyjna część domu w momencie wyjścia ekipy. Do późnej nocy udało nam się ledwo udrożnić podstawowe szlaki komunikacyjne i wypakować najważniejsze rzeczy....
Cały następny dzień (czyli wczoraj) latałem po schodach między piwnicą a strychem (niech szlag trafi wszystkie schody na świecie ), schudłem przy tym o 1/2 dziurki w pasku, w końcu po 10 godzinach dystrybucji dóbr doczesnych udało nam się uzyskać jako-tako cywilizowany obraz domu, z możliwością przemieszczania się pomiędzy pokojami i przywieźliśmy dzieciaki.
Panie, co to się działo! Istny szał radości, biegi od końca do końca wzdłuż wszystkich osi budynku, gonitwy po schodach i wielki płacz, kiedy trzeba było iść spać. Młodszy zasnął dopiero po moich zapewnieniach, że zostaniemy tu na dłużej i jutro (czyli dziś) też będzie mógł pobiegać po schodach
My zaś z koleżanką Małżonką pierwszą noc spędziliśmy na starej wersalce w salonie, przy kominku, bo przez te kilka godzin góra nie zdążyła się jeszcze dobrze nagrzać (coś się chrzani z DGP, nie dość że warczy jak stary traktor to jeszcze zasysa powietrze z jednego z anemostatów, dziwna sprawa. ) i to co zobaczyłem następnego dnia rano powaliło mnie totalnie (choć już i tak leżałem) - przez ogromne okno w salonie wlewał się do środka przepiękny wschód słońca cały w jesiennych pastelach otulonych porannymi mgłami, leniwie unoszącymi się z dna dolinki. Miłe powitanie w nowym miejscu
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia