Dziennik Zielonej
11 maja 2004
Byle do przodu ...
Kolejny raz, przypatrując się pracy fliziarza, stwierdziłam „cholerny perfekcjonista” (cholerny – w tym dobrym znaczeniu). Cacka się z tymi płytkami i cacka. Nie ma prawa być nic krzywo, nie mamy się do czego doczepić. Przyjeżdża punktualnie o 7.15 i o 17.15 kończy pracę. Wczoraj mruczał pod nosem, że „ten fundament to chyba ślepy ocieplał”. My na to, że „teraz bardzo trudno o dobrych fachowców i czasami się zdarza trafić na takiego, który nie używa poziomicy” (fundament ocieplali: mój tata z Markiem i naprawdę im nie wyszło ). Więc pół dnia mu zajęło nadkładanie i prostowanie nierówności, nie wspomnę o murkach tarasowych, które „nie trzymają kąta”, a „płytka wszystko pokaże” – to jego słowa. Święta racja. Tak więc ... idzie mu to wolniej niż on (umówiony na kwotę za robotę) i my byśmy tego chcieli.
Ale pomalutku, byle dokładnie i byle do przodu ...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia