Irma - dziennik budowy na koncu świata...naszego:)
10 kwietnia 2004
po raz drugi pojechałam na budowe, wczesniej zabrałam syna od babci,nawet nie bronił sie zbytnio ze jedziemy na budowe :) popatrzył..podobało mu sie, wziął pilota w łapkę ...i juz tyle...
wiec kiedy go odwiozłam do mieszkania, wróciłam spowrotem zeby myc mebelki kuchenne w srodku i zacząc układać talerze itp...
Rozpaliłam w kominku...właczyłam płyte...i zabrałam sie do mycia....i jak juz tak solidnie sie zmeczyłam zrobiłam kawkę usiadłam na tymczasowym krzesle...swiatła przyciemnione itp... i po raz pierwszy pomyslałam ze nie chce wracac do mieszkania tak,złapałam sie na tych myslach...
Do mieszkania pojechałam pozno...a moj syn do mnie mowi mamo choc jutro jedziemy do domu, bo co tutaj bedziemy siedziec...
wiec jutro jedziemy swietowac do domu...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia