Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    20
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    51

Noxilowy marudnik


Noxili

892 wyświetleń

Przeprowadzka

 

 

 


Jak pisałem w poprzednich odcinkach w na poczatku sierpnia miałem podpisaną umowę kupna Naszego Domku . Oczywiście dzięki idiotycznemu polskiemu prawu mimo podpisania umowy kupna w pełni właścicielem nieruchomości zostałem dopiero gdy Agencja rolna jakaś tam łaskawie potwierdziła że nie ma ochoty na nasz domek . No normalnie k.... prawo pierwszej nocy.

 


Ponieważ już w czasach studenckich zaliczylismy kilka przeprowadzek z doświadczenia wiedzieliśmy że przecietna przeprowadzka potrafi dostarczyć przeprowadzajacym się (czytaj ofiarom) takich wrazeń których trudno z czymkolwiek porównywać. No chyba że porównujemy z innymi atrakcjami dostarczanymi czasem przez świat: najazdem Hunów czy ciężkim bombardowaniem.

 


Postanowiliśmy być sprytni i przywitać wroga (czyli przeprowadzkę) zwarci i gotowi.

 


Przygotowania do kampanii przeprowadzkowej rozpoczeliśmy od starannego pakowania naszych bambetli. Nie daliśmy się ponieść wrodzonej leniwości i optymizmowi i zaczeliśmy regularne przygotowania do cięzkich walk .Poczatkowe plany zapakowania wszystkiego jak leci do kartonowych pudeł po zastanowieniu się legły w gruzach . Tzn w gruzy zamieniły by sie rzeczy zapakowane w kartony gdy nawalić na nie kolejne obciażone kartony -przy 6 pudłach nawet świetne grube pudła robią puf i skadają sie jak harmoszka.

 


Po kolejnych projektach ( np. kupić deski i zrobić skrzynie takie jak na filmach na przemycaną broń ) które całkiem oczekiwalnie okazywały się strasznie drogie (jak na opakowania) udało się nam trafić w 10siątkę .W cenie łamanego plastiku kupiliśmy gigantyczna ilość skrzynek z twardego pvc (chyba , w kazdym razie tego czegoś z czego np. są robione skrzynki na piwo). Zapakowaliśmy książki w paczki i opisaliśmy kazdą pie....ej skrzynkę paczkię i paczuszkę . Opis zawierał co tam jest ( w przypadku rzeczy chm troche cenniejszych (np. sprzęt audio ) tajne kody . W pewnym momencie zaczeło to wygladać naprawdę imponujaco . Skrzynki i paczki pietrzyły się prawie po sufit w połowce naszego 30m2 salonu. W życiu nie sadziłem że w 75m mieszkaniu można upchać tyle bambetli . Oczywiście nie liczę bambetli zgromadzonych w piwnicach , działce czy na korytarzu . Gigantyczna ilość ;.

 


Straszne ..

 


W momencie gdy dowiedzieliśm y się ze nie mamy się gdzie przeprowadzać byliśmy spakowani gdzieś tak na 80-90 %. Sterta bambetli w najwiekszym salonie wcześniej nas cieszyła (tak na zasadzie: jeszcze trochę pakowania i wy...lamy stąd) to teraz pogłebiała tylko przygnębienie.

 


Za to jak tylko podpisaliśmy umowę właściwą( po decyzji Agencji Rolno Jakieś tam) zdecydowaliśmy z Noxilinka ze skoro mamy trochę czasu i klucze do domku to po notariuszu zamiast wracać do L. (gdzie wczeiniej mieszkaliśmy) to skoczymy na szybciora do Makro i zdobedziemy troszkę prowiantu na przetrwanie poczatkowego okresu oblezenia przez wrogie siły.

 


Zapasy po dojechaniu na miejsce upchaliśmy w Naszym Własnym Prywatnym Loszku Czemu loszku ?

 


Proste piwniczka wykuta w skale zapewnia dość stałą tem latem tak z 8 st C a lodówki tam niebyło .No i dodatkowo sprawa dość oczywista: domek posiadał mocno symboliczne zabezpieczenia przed kradzieżami . Drzwi do starszej części miały stary zamek i zawiasy z których można było wyjać dowolnym zelazem pałęczacym się po podwórku . Do nowszej części włamanie było by jeszcze łatwiejsze: jedynym zabezpieczeniem był skobelek wciśniety w drewniana framugę i potężna kłódka.

 


Proszę wczuć się w nasza sytuację: przeprowadzaliśmy się w totalna niewiadomą. Wioseczka mogła okazać się bardzo bezpieczna ale również zasiedlona psychopatami i maniakalnymi alkoholikami :).Każda przeprowadzka na taki dystans( 100 km) i do miejscowości której dobrze nie zna się przypomina skok "na główke" do nie zbadanej ciemej wody. Może się okazać czysto i głęboko albo mozemy skończyć ze złamanym kręgosłupem. W naszym przypadku "kałuza do której skoczyliśmy" okazała się leśnym oczkiem wodnym z głeboką kryształowa wodą, ale równie dobrze mogło się okazać bardzo nieciekawym miejscem.

 


Z wyzej wymienionych przyczyn zdecydowaliśmy się zamiast jeździć z wozami przeprowadzkowymi przez kilka dni ( i zostawiać niezabezpieczone graty na dłuższy czas bez opieki) zrobić jeden "najdłuższy dzień". Zamówiliśmy transport z 2 tygodnie wcześniej .W firmie oczywiście powiedziano: Nie ma problemu będziemy nawet troche wcześniej, Mają państwo zaklepany na ten dzień samochód przeprowadzkowy z kierowcą Zostawiłem nr telefonu komórkowego do siebie . Dwa dni przed przeprowadzka potwierdziłem w transportfirmie że wszystko gra i jest cacy.

 

 


Najdłuzszy dzień


 


Najdłuzszy dzień miał się zaczac o 6 rano ale ja juz spać nie mogłem o 4.00 O 6 dotarła cała ekipa wynoszaca.wzmocniona dodatkowo moim Szfagrem. Super!

 


O 630 miał być podstawiony wóz meblowy.

 


6 30 nic

 


645 nic

 


700 nic Więc za telefon i do firmy przeprowadzkowej "Nikto nie ma doma " tylko włacza się automatyczna sekretarka

 


O 810 pojawiła się panienka w firmie i na moje pytanie gdzie samochód zdziwiła się ze nikt mnie nie poinformował ze "samochód się zepsuł " COOOOOOOOOO!

 


Wczoraj się zepsuł

 


Ożesz ty .@!##%!#@%#@% %@#%@#% @#%% #%@#% %%%%#

 

 


Co tu robić co tu robić.....

 


..........

 

 


..

 


Czasu nie mam -następnego dnia przyłazi już ekipa remontowa od Nowego Właściciela. Odwołać się za bardzo nie da bo Nowy Właściciel właśnie jedzie do Polski z Niemiec i ma zamiar przypilnować ekipę (też chyba jadaca z Niemiec ) . O żeż ty !

 


Firma która przeprowadzała nas poprzednio ma tylko małe samochody , przy takiej pojemności wyszłyby z 3- 4 kursy a tu czasu brak.

 


Z resztą w "ferworze walki" nie mozemy znaleźć telefonu kontaktowego do firmy .Internetu nie ma bo 3 tyg wczesniej telefon i neostradę zlikwidowałem.

 


Co tu robić ?co tu robić? co tu robić? co tu robić ?coturobićcoturobićcoturobić .MAM POMYSŁ

 

 


Mam dobrego kumpla Rafcia . Łączy nas pasja do starych samochodów. Ja zbieram fotki starych aut a Rafał ma. ..

 


No właśnie!! Rafał ma najwiekszy w okolicy skup złomu a w potężnym baraku trzyma stare Warszawy , 2 Pobiedy ,Opla i coś tam jeszcze. Rafcio wyszukuje te pojazdy i zwozi je takim mercem z całej Polski Mercedes oprócz przewozu zabawek do kolekcji ma prozaiczne zadanie: słuzy zazwyczaj do przewozu złomu do skupu. Uzbrojony w wzmocnioną podłogę i burty i krytą brezentem budę byłby idealnym pojazdem do przeprowadzki gdyby nie .....

 


No włąśnie :cały jest okejony napisami dokładnie informujacymi ze to co wiezie na pace jest złomem :))Skup złomu najlepsze ceny.

 


No trudno, siła wyższa – będę się przeprowadzał złomowozem :​))

 

 


Wpadamy do firmy Rafała. Kurcze! Rafcio jest tylko Merca nie widać .Na szczęście okazało się że złombus właśnie wiezie skadś tam porcję żelastwa i już za dwie godziny mogą go postawić pod moje ex mieszkanie. Ostarecznie merc stoi pod domem o trochę wcześniej (1130) i tu znowu zonk bo kierowca(też mój znajomy) od złombusa najpóźniej o 16 30 musi wracać. Więc na zapakowanie ,kurs do Naszego Domku (100 km w jedną stronę) i rozładowanie zostaje 5 godzin .

 


Powinno się udac.Drugi transport będzie pilotował sam Rafcio.

 


Korzystajac z tego że ekipa od rana jest już na stanowisku graty do pierwszej fali przeprowadzki zostały już wyniesione. Jest ładna pogoda (aż za ładna - ostatnie sierpniowe upały ) więc graty mogą bezpiecznie stać na dworze . Dzięki ekipie szybko wpierdzielamy pierwszy sort na pakę . Na pierwszy ładunek wchodzą duze i ciezkie sprzety, ale szybkie w ładowaniu . Drugi sort będzie gorszy: małe, ale dość ciezkie paczki i paczuszki które trzeba znieść po kręconych schodach . Ostatecznie zwijam Śfagra i w trójkę z kierowca ruszmy ku Ziemi Obiecanej.Reszta ekipy pod wodzą Noxilinki wynosi mozolnie upierdliwa drobnicę na dół na podwórze. Teraz gwoli wyjaśnienia: najkrótsza droga z naszej mieściny ,zwanej Strasznym Zadupiem do Naszego Domku to straszna Droga Tysiąca Dziur . Bez problemu przejedzie się nią osobowym samochodem (i to tez nie do końca prawda, bo na niej zgineło sporo ludzi w wypadkach) ale pchanie się na nią samochodem obciązonym dość delikatym bagażem jest głupotą. Pojedziemy oczywiście dłuzszą trasa. Tylko jeden szczegół: z nerwów zapomniałem jak tam dojechać od strony tej dłuższej trasy . Gdzieś tam był zjazd , potem drugi i platanina polnych dróżek- mozliwość łatwego zabładzenia. Nadrzucimy łącznie tym razem z 25 km wjeżdzając do Naszej Wioseczki z dokładnie przeciwnej strony (od Wrocławia) .No wreszcie docieramy.

 


Po raz pierwszy otwieramy potężna, ozdobna , zardzewiałą bramę (okazuje się że jeden ze słupków z zawiasami przerdzewiał i trzeba jednio skrzydło unosić w powietrze by móc otworzyć bramę).I Samochód ledwo ledwo przeciska się we wąskiej drodze.

 


Potężnym jak od zamkowej furty kluczem otwieram równie potężną kłódę na mocno rachirycznum skoblu . Otwieram bramę do chlewika i zrzucamy szybko pierwszy ładunek.

 


Zostawiamy zabezpieczone symbolicznie nasze rzeczy.

 


I Jedziemy po drugi ,ostatni już ładunek

 

 


W Zadupiu jesteśmy tuz po czwartej . Ładujemy do pełna złombusa , nasza osobówka zwana Chrumpelkiem już przypomina ogród na kółkach (roślinki doniczkowe).Żegnamy się z sąsiadami, rozdajemy część pozostałych rzeczy , część wrzucamy do zamówionego wcześniej kontenera na śmieci(miał być podstawiony 3 dni wcześniej , a podstwiono go gdy byłem z ekipą w Naszym Domku- wrrrr niech żyja służby komunalne z Zadupia) Ostatni rzut oka na swoje byłe włości i odajemy klucz sąsiadce (tak się umówiliśmy z Nowym Właścicielem) Tym lubianym sasiadom dajemy praliny. I w drogę -wiemy ze wracać Tu będziemy tylko jak będziemy musieli.

 

 

 


Po drodze Nasz Chrumpelek zdecydował się że to jest najlepsza chwila by się zepsuć . Vw Polo mimo gróżb (oddam cie Rafałowi na przetop ) próźb nie chce zapalić . Dopiero po licznych próbach zapala "na pych" (silnik -Ja i Sfagier) , okazuje sie że gaźnik się jakoś rozregulował i jak silnik zejdzie ponizej 2,5 tys obrotów to gaśnie . No jedziemy do Naszego Domku: silnik Chrumpelka wyje w korku przed swiatłami na wysokich obrotach, a za nami złombus. Chrumpelek wygląda jak szklarnia na kółkach , a na tylnim siedzeniu siedzi zdenerwowany hałasem nasz Wilku na kolanach Noxilinki , Biedny owczarek przezywa strasznie przeprowadzkę , próbuje oszczekiwać wszystko wokół , potem znudzony(albo zestresowany) wystawia pysk przez okno i ZIEJE.

 


Jak przeprowadzać się to z klasa i rozmachem ,a co!!!

 


Wreszcie docieramy do Ziemi Obiecanej już po 8 wieczór .By móc nosić paczki z podwórka zapalamy reflektory (wyładowaliśmy akku a ładowarę udało się znaleźć dopiero po … tygodniu. ) Po przeprowadzce okazało się że to niepotrzebne bo dokładnie w tym miejscu jest oswietlenie tylko wyłączik był w dziwnym miejscu) Ostatecznie upychamy resztę sprzętu , wnosimy z trudem duże (200x180) stalowe ,cięzkie jak diabli łózko schodami do sypialni, kuchenke z butlami do pomieszcenia kuchennego , stół do przyszłego salonu jest 22 jest ciemno, jesteśmy strasznie zmeczeni. Śfagier z Rafałem wracją do Zadupia

 


Trochę z Noxilinka walczymy z rzeczywistością, Podłączamy czjnik bezprzewodowy ,pijemy pierwsza herbatę, Potem mówimy piep... to i idziemy nadmuchać materać turystyczny(normalny kupiliśmy dopiero po 3 tygodniach). W sypialni są jakieś stare sprzęty ,starozytne materace itp. Otwieramy mocnno zmurszałe (cholerne spuszczele) okno i wywalamy starocie przez okno na zewnątrz . Słychać jakięś trzaski , rano okazało się że zbombardowaliśmu piekny krzew różany Wywalamy stary paskudny sraczkowo -zielony dywanik z lat 70 (znowu zaokienny trzask), usiłujemy zamknać okno , wypada pęknieta szybka Klnąc na czy m świat stoi Noxilinka zmiata odłamki . Okno działa już tylko symbolicznie- wewnętrzne nie ma jednej szybki ,zewnętrzne jak okazało się tez.Idę na dwór i zamyka na łańcuch furtkę i bramę Dom nie jest wcale ogrodzony od strony pól. W tym momencie zauważam ze niezauważyliśmy 1/3 paczek wciąż leżących na trawniku Oficjalnie mówie mam to gdzieś

 


Wyciagamy śpiwór i w ubraniu kładziemy się spać. W sypialni razem z nami zamykamy nasze dokumenty i sprzęt obronny (w razie odwiedzin pijaczków, bandytów Wikingów, Kuby Rozpruwacza, niedzwiedzi i wilkołaków.) Czyli Cięzki topór, kilka nozy( w tym wermahtowski bagnet typ 84/98) miotacz gazu .Niestety kałacha ani panzerfausta zdobyć mi się nie udało . Plany zaminowania parteru umarły z powodu braku min . Podstawiamy na parterze krzesło tak że ktoś włamujacy się przez drzwi wywaliłby je z hukiem (jakoś o Kubie Rozpruwaczu wpełzajacym przez okno nie pomyśleliśmy ) Owczarek jako ostatnia linia obrony idzie z nami do sypialni . Walimy się na łóżko i natychmiast zasypiamy.

 


Rano budzimy się a za oknem mamy taki widok .

 


http://img697.imageshack.us/img697/7648/simg0870.jpg


Było warto się przeprowadzić!

 

 

 


Bierzemy plastikową wanienke wstawiamy ja do przej ściowego pomieszczenia z jedynym w budynku zlewem i kibelkiem . Grzejemy wodę w wielkim garze, umywamy się. Wyciagamy nowe ciuchy . Wyciagamy na dwór jeden ze stołow , Przeciagam wyrzucone materace i dywan za róg budynku . Wyciągam z Lochu Pod Domem konserwy .Stół stawiamy w ogródku z kwiatami ,znajduję jakieś zydle i jemy Pierwsze Śniadnie W Naszym DOMU

 


CDN[/img]

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...