Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    20
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    51

Noxilowy marudnik


Noxili

1 174 wyświetleń

Przykro mi ale ciąg dalszy opowieści o zwierzakach będzie dopiero w przyszłym tygodniu.

 

 


Tak gwoli przeprosin i wyjaśnienia: Wcześniej nie mogłem tudzież nie chciałem pisać bo zostałem totalnie i formalnie zasypany praca (zawodowo) a co gorsza pracą wokół domu . A na koniec ostro zmrożony.

 


A zaczeło sie dość niepozornie : jesienią zrobiłem zapas drewna na 3 miesiące palenia.Ogrzewam dom odpadem drewna(40 zł za metr przestrzenny opału). Bardzo tani sposób ogrzewania I bardzo pracochłonny.Deski trzeba pociąć na kawałki i w jakiś sensowy sposób po układać pod zadaszeniem. W poprzednich latach ogrzewałem sie starym kaflakiem i wg niego w tym roku kupowałem drewno.Kaflak był nawet niezły z świetnym piekarnikiem( pieczenie i smażona kielbasa że palce lizać) tylko że był naprawiany przez fachowców po wojnie . Fachowcy „zgubili” jedna z wyczystek i kanał dymny miał światło z 5 cm2 - reszta zasyfiała . To że nie zagazowaliśmy sie na śmierć to zasługa naszego komina- ciąg taki ze "czapki zrywa" jak to określił naczelny Pawlak . O bojach z tym piecem to jeszcze napiszę .Kaflak najpierw sie powoooooli nagrzewał i wtedy nieopłacało się w niego ładować za duzo opału bo i tak było zimno(z 12-14 stopni ) Jak sie juz łaskawie nagrzał to i tak człowiek był tak skostniały że ładował sie najpierw do wanny z gorącą wodą, a potem do łózka.A sypialnie ogrzewam elektrycznie. Tak czy inaczej drewna wielkich ilości ładować sie do pieca nie opłacało bo i tak było zimno. No a w zeszłym sezonie kaflak zakończył swój byt w takiej postaci w jakiej go kupiliśmy wraz z dobrodziejstwem inwentarza.

 


http://img402.imageshack.us/img402/9378/bild0920.jpg


Jego funkcje przejeła zwykła koza czyli Nasz Piecyk .:

 


http://img691.imageshack.us/img691/1935/crw848701.jpg


Jak zawsze w takiej sytuacji sprwadza sie przysłowie :"dać kurze grzędę, to ona na to : Wyżej siędę". Poprzednio musieliśmy znosić(trzaskając zębami i nosząc po domu 2 polary ,gruby kocowy sweter i ... kalesony beee) 13 stopni teraz jak jest 20 to już za zimo. Czyli jeszcze wiecej do Piecyka drewna łupp!Piecyk wprawdzie to prościutka koza ale porzadnie wyłożona cegłami szmotowymi, system kominowy również porządny wiec „bezlitosne hajcowanie " znosi spokojnie i całkiem "godnie".Radośnie wyczerpywaliśmy drewno bo dzięki temu było cieplutko , opał tez tani , wiosce jest tartak nie ma problemu z opałem.

 


W każdym razie w połowie grudnia zblizyliśmy sie granicy "marginesu bezpieczeństwa" zapasu drewna . Drewna powinno starczyć nam przy dotychczasowym zuzyciu na 1 miesiąc Na nieszczęście w miedzyczasie spadł śnieg i chwyciły " silne mrozy" z 10stopni . W zaprzyjaźnionym tartaku drewno odpadkowe było gromadzone w narozniku nieco podmokłym i rozciaptanym kołami wózków widłowych do konsystencji gestej bagiennej borowiny Przy mrozach drewno pakowane w paczki po 3mp przymarzło do tej breji. Próba wyrwania wózkiem widłowym jej skończyła się podniesieniem tyłu wózka widłowego zaś paczka z wbitymi widłami nawet nie chciała drgnąć..Pomyslałem sobie : ile w końcu moze jeszcze trwać fala mrozu ? Mam zapasu drewna na prawie miesiac , w razie czego jeszcze wydłubię rozbiórkowego z 1 mp !!!Czym się tu martwić! Poczekam te 2 tygodnie."

 


Potem były świeta, na chwilę przyszły roztopy A na Sylwester przyszło ochłodzenie z mrozami do – 25 stopni . I trzyma do dzisiaj . W między czasie jakoś tak szybko wypaliła sie żelazna rezerwa drzewa ,spaliliśmy wiekszą część suchej rozbiórkówki i zaczeliśmy oszczedzać za wszelka cenę opał. Zaczełem eksperymentować z opalaniem kozy ekogroszkiem( zegnaj moja gwarancjo na piecyk ) . O dziwo węgiel dawał zdecydowanie mniej ciepła niż dobrze wysuszona buczyna.Palił się wprawdzie dużo dłuzej ale co z tego jak i tak piecyk był za zimny. Jak się okazało reguł fizyki nie da się oszukać i skoro normalnie paliliśmy x drewna przy – 10 to paląc połowę tego xsa przy minus 25 stopniach zrobiło się zimniej . #@%$#@$#@$ zimniej , cholernie zimniej !!!!!!! Poprzedniej zimy wyzywałem od złomów kaflaczka przy 14 stopniach w salonie, teraz po zejściu do salonu rano termometr na stole witał nas optymistycznym 8,5 stopnia.P napaleniu 15C .No po prostu bajka . Pomysł ogrzewania brykietami ( w okolicy brykiet PINI KEY stoi po 17 zł za 10 kg a wg moich szacunków powinienem spalać z 25-30 kg na dobę) zmroził mnie finansowo )Próby ogrzania,/dogrzania gazem z butli 11 kg (piecyk katalizatorowy lub/i ordynarnie podpalone wszystkie fajerki w kuchni :) )okazały się mało skuteczne Dom ma dużą pojemność cieplna i trzeba spoooro ciepła dostarczyć by zrównoważyć paro tygodniowe oszczędne grzanie.

 


Tak gwoli informacji muszę powiedzieć: ktoś kto planował Nasz Domek założył, że wewnętrzne ściany działowe oprócz swej roli dzielenia przestrzeni maja jeszcze za zadanie akumulować ciepło. Wymurowane z cegieł z suszonej i nie wypalanej gliny(!) łatwo się nagrzewaja od pieca stojącego w narożniku salonu . A potem oddają większe lub mniejsze ilości ciepłą do przylegajacych : łazienki, kuchni , przedpokoju i salonu. Ot takie 100letnie ściany grzewcze. W czasie remontu wiedząc wcześniej o tym akumulacyjnym dingsie dodatkowo zwiekszyłem masę buforu cieplnego doklejając stare płaskie kamulce na zaprawę gliniano cementową i obfugowując masę gliniano- piaskową. Ostatnia warstwa masy zawierałą mielona kurkumę dla nadania złotego koloru. Mniej więcej 1,2 -1,5 tony masy buforowej. System swietnie sprawdzał się przy paleniu odpowiednia ilością opału . np. przy minus 10 stopniach na zewnątrz po 8 godzinach niepalenia nocą w piecu temperatura spadała raptem w kuchni (czyli 1 pomieszczenie dalej do pieca i to w zimnym narożniku) raptem do 17-18 stopni. Niestety oszczędzaliśmy drewno i wyziębiliśmy ten system maksymalnie .

 


No ale co tam nie takie rzeczy jesteśmy w stanie przetrzymać z Noxilinką :) .Wreszcie zeszły poniedziałek

 


dotarła do mnie informacja”....panie Sławku mamy dla pana specjalnie wielka pakę drewna , dużo świerkowego (dużo żywicy- pali się jak papier) i ulubiony pański buk..” Niestety chłopaki zrobiły to w sobotnią noc -do poniedziałku świeże drewno zamarzło na kość . Jak podjechałem transportem ujrzeliśmy napawdę wielka pake drewna tak 150 % zwykłej objetości (no i masy). Ledwo się nam zmieściło to na samochod, przypieliśmy dodatkowo pasami bo paka była podejżanie wysoka. Za wysoka. No ale co tam to raptem do Naszego Domku 250 metrów , wiec jakoś to będzie .

 


Taaak! Oj będzie . Będzie!

 


Pojechaliśmy po zalodzonej ale zapiaskowanej drodze . Zapomniałem dodać że nasz Domek jest przy bardzo stromej drodze (dzieciaki mogą jeździć sankami ). Samochód był przeciążony – ledwo dotarliśmy do brzegu naszego ogrodu , jakieś 2, 5 od bramy . I ani rusz dalej . Samochód buksował radośnie wyrzucjąc spod kół zamarznięty piach z lodowaciejącym zbitym lodem. Miedzy nami a Kargulami jest taki jakby próg. I właśnie na tej stromiźnie ugrzęźliśmy. No co . Nie da się z tej strony to da się z drugiej , Objedziemy kościelny mur obronny wokół . Nie kijem to pałą ...i tyle.(Tak orientacyjnie żeby nie namotać . Drogi w mojej wiosce przypominaja z lotu ptaka egipski krzyż Ankh. W pętelce Ankha' jest kościół a z lewej strony pętelki jest Nasz domek.Zazwyczaj startujemy z skrzyżowania i posuwamy się lewą strona , ale da się tez dojechać prawą strona pętelki )

 


Hmm Po podjechaniu okazało się że z drugiej strony jest tez krótki stromy odcinek i to jeszcze z ostrym zakrętem.I głębokimi muldami . Nie popiaskowany of kors. No cóż na wstecznym zjechaliśmy z powrotem do krzyżówki niestety potężna góra drewna podczas prób przebicia się (wg starej zasady to się musi udać) po muldach zaczeła się przechylać .Mimo zabezpieczajacych pasów,. No cóż, to w końcu 2,5 tony mokrego drewna.

 


Tym razem podłożyliśmy na „progu” dwie długie deski pod koła i … samochód dotarł 2 metry bliżej bramy .Niestety mulda zatrzymała go . Wstrzas spowodował takie przesuniecie paki że drewno do tej pory przypominajace spiczastą czapkę założną na samochód zaczeło przypominać czapkę tylko że zawadiacko zsunietą na ucho .Nierówne obciążenie spowodowało dodatkowo to że samochód zarył ostro podwoziem w tą stercząca muldę.Nie dało się już nim ruszyć bez rozładowania drewna. Moja uliczka zwęża się akurat w tym miejscu.Nie da wnieść drewna przez bramę bo obok samochodu jest tyle tylko miejsca że pieszy ledwo się przeciśnie. Musieliśmy szybko rozładować samochód bo blokowaliśmy uliczkę. Nie mozemy odpiąć pasów zabezpieczjących paczkę bo te 2, 5 tony runie na ozdobny płot sasiada i co gorsze jego nastoletnie ozdobne drzewka.

 


Co tu robić?

 


Przynoszę dwa łomy i oddzielamy od siebie deski i wysuwamy je do przodu nad kabiną (dopuki się da )i do tyłu. I potem siup górą przez płot .Przyznać się tu i teraz kto ćwiczy rzut oszczepem ???Ja na ten przykład nie ! Nie wytrenowane mięśnie używane tylko do ciskania w górę jakiś patyków szybko zaczynaja „cienko piszczeć” . Dodatkowo chore korzonki zdecydowały się że to najlepszy moment na przypomnienie o sobie i o tym że są radośnie gotowe potorturować mnie .Jest jakieś – 20 stopni ale szybko zaczyna mi być gorąco.. Sytuacji na pewno nie poprawia fakt że ledwo tydzień wcześniej przeszłem lekkie przeziebienie- wprawdzie wygrzewanie ,miód , cebula i czosnek załatwiły sprawę, ale jestem dość osłabiony . Pocę się coraz bardziej ale boje sie zdjąć kurtkę bo wiem ze jak doziębię korzonki ból będzie taki, że ledwo będę w stanie zejść do łazienki. Już raz mnie na wiosnę tak załatwiło i drugi raz nie zaryzykuję -ból był zbyt straszny.

 


Złośliwość losu powoduje że nie widać żadnego tubylca którego można byłoby można zwerbować do roboty za „półlitra” . Wreszcie po godzinie szarpaniny drewno z trudem ląduje za płotem. Niestety ląduje gównie na żywopłocie (pal go licho – brzydki to się go wytnie) i na głebokim kompostowniku . Płacę ekstra kierowcy za pomoc w tej strasznej pracy.Zamykam furtkę i idę się przebrać w suche ciuchy i doprowadzić swoje dłonie do stanu używalności. Taka mała uwaga na marginesie: zawsze mam ciepłe dłonie, nawet na silnym mrozie Nie lubie uzywać rekawic i nawet cieżkie prace wykonuję gołymi lapami. Rękawice zakładam tylko gdy mogę się pokaleczyć bądż poparzyć. Albo w pracy gdy muszę zachować wielka czystość i nie moge zostawiać odcisków paluchów .W każdym razie z nerwów zapomniałem założyć rękawice i w „ferworze walki „ z deskami ręce mi troszke zmarzły. Nawet tego nie czułem , dopiero gdy wsadziłem rękę do zewnetrznej kieszeni po klucze kapnełem się że monety przymarzaja mi do otwartych , mokrych dłoni. Podobnie kłódka od furtki. Koszmar nastąpił gdy zaczełem myć łapy pod ciepłą wodą. Wracające czucie do wierzchu dłoni daje koszmarne wrażenie nakłuwania tysiącem igieł . Dodatkowo parę rys na wierzchu dłoni początkowo wziętych za zwykłe zadrapania okazuje się ranami głebokimi na 1- 3 milimetrów . Oczywiście zaraz zaczynają krwawić .I piec .Ostre drzazgi które porysowały dłonie były paskudnie wypaćkane tą breją z błota więc idę je oczyścić i zdezynfekować jodyną . Żałuję ze wróciło już czucie w rękach bo ból wykręca mnie na drugą stronę . Dobrze że ściany są bardzo grube to nie muszę udawać twardziela -nie słychać na zewnątrz jak piszczę i krzyczę. Przebrałem się i niezbyt przytomny piłem herbatkę gdy przyszło mi do głowy że leżace deski na płocie żywopłocie stanowia swietną platformę dla psa do wycieczki albo co gorsza do ataku na jakiegoś przechodnia.Miki ma na pieńku z kilkoma pijaczkami i jeżeli się pojawi się taka mozliwośc to „hapnie„ lumpa i tyle . Płacenie odszkodowań i ciaganie się po sadach nie jest moim życiowym marzeniem. Więc coś musiałem zrobić . COŚ ostatecznie okazało się wzięciem piły łańcuchowej (dobrze że elektryczna -przynajmniej lekka) i odcinaniem zmarzniętej z powrotem kupy desek na wysokości brzegu zywopłotu. Dzieki temu deski opadaja na ziemię. Jestem już w 2/3 żywopłotu i desek ( i bardzo daleko na polu przeklinania bolących korzonków, dłoni , i łokci ) gdy słyszę w przerwie pracy silnika za soba cichutkie Proszę pana !!Proszę pana! Obracam się ...nic nie widzę . Ki diabeł?? Po chwili zauważam za płotem zasłonietego stertą desek małego chłopczyka w komży ministranta. Przerażony patrzy na mnie i z przestraszonym głosem pyta się "Przyjmię Pan ksiedza.?????"Patrzę na przestraszona buzię i zaczynam się śmiać. Sam jestem dość duzym osobnikiem (185cm wzrostu i prawie 100 kg masy) dodatkowo na sobie mam 2 polary , grubą watowana kurtę, 3 pary spodni , gumofilce na nogach (beee) szalik, żeby się nie wplatał w łańcuch piły spiąłem z tyłu szyi w wyniku czego zasłania mi pół twarzy. Opatrunków tymczasowych na łapach nie upchałem do roboczych rekawic więc ręce mam owinięte brudnymi bandarzmi ze śladami krwi. Do tego piła łańcuchowa. A ponieważ korzonki radośnie przeszły od łaskotania piórkiem wewnątrz kregosłupa do dźgania szpilą to stałem na mocno przygietych nogach robiac wrażenie ze rzucę sie zaraz na kogoś z wykrzywiona z wściekłości twarzą. Słowem Upiór albo szaleniec z piłą łańcuchową. CDN.

 


PS Od razu odpowiem: na dzień dzisiejszy boli mnie tylko już tylko kregosłup i łokcie.Rany się ładnie pogoiły .

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...