Dom w Puszczy - Dziennik Barda i Niny
Epopeja powoli dobiega do końca.
Zasobów finansowych.
Zaciągnięte 250 tyś kredytu, biorąc pod uwagę spadek kursu franka zredukowało się do 240 tyś.
Pieniądz na wykończeniu a tu jeszcze trochę zakupów zostało.
Kominek z płaszczem wodnym, meble, kafelki terakota, ocieplenie dachu, opłata za instalację gazu, zrobienie podjazdu, ogrodzenia, barierek balkonów, podbitek.
Wystąpiliśmy do banku o podwyższenie kredytu o 50 tyś.
Rozmowy w toku, żeby tak rzec.
Ale o trochę bardziej optymistycznych historiach.
W końcu mamy dach w komplecie. Zgłosiły się wszystkie blachy, drób reprezentowany przez gąsiory i rynny.
Jednym słowem z zewnątrz dom wygląda jak ta lala. Ciekawe, kiedy jacyś domokrążcy zaczną się dobijać, myśląc, że już ktoś mieszka.
W chwili obecnej negocjujemy ceny ocieplenia dachu i kładzenia terakoty i kafelek.
Może późno, ale zaczęliśmy szukać gwałtownie oszczędności.
Prawdą niestety jest to, że dom to skarbonka bez dna. Ile się nie wrzuci to i tak będzie mało.
Ale jak to mawiali fizylierzy, skokami naprzód.
Dekarze robili trzy podejścia do dachu. W piątek pogoda, w odróżnieniu od kelnerów, nie dopisała i zgonił ich deszcz z dachu. Zakładanie gąsiorów na mokrym dachu było zbyt ryzykowne.
Skończyli w poniedziałek, efekt znakomity, gorąco ich polecamy.
Najęci ludzie wykopali rowek wokół domu i dziś będzie zakładana instalacja gazowa.
Sama instalacja to osobna historia, która wprawiła mnie w nerwicę.
W piątek miał stanąć zbiornik a w sobotę miała być instalacja.
Najpierw szef pierwszej ekipy instalatorów zapisał mnie na instalację na 16 listopada. A bo wyjeżdża za granicę. Szybki telefon do Orlenu i mam nowego instalatora, który już nie wyjeżdża.
Umówione spotkanie na piątek, na który nota bene wziąłem urlop, co w firmie nie jest mile widziane, nie doszło do skutku, bo zabrakło zbiorników szukano na sobotę jakiegoś, ale wszyscy, u których je już zainstalowano byli w domu i nikomu nie udało się zabrać.
Zbiorniki miały być w poniedziałek, na wtorek wziąłem znowu urlop przemykając pod ścianami. Tym razem okazało się, że nie ma płyt, na których zbiornik ma stanąć.
Po wysłuchaniu mojego monologu pan z Płocka wysłał we wtorek własny samochód po płyty, więc już nie dzwoniłem do zarządu i komisji sejmowej ds. Orlenu.
Zbiornik wjechał wczoraj o 11, ale jeszcze bez płyty, pan porzucił go i śmignął po płyty.
W międzyczasie dowiedziałem się, że z kolei instalatorzy nie wejdą, co spowodowało mały skok ciśnienia i panikę pana instalatora. Za karę sami sobie dokopią do wykopu 2 m transzei pod rurkę. Mam nadzieję, że dziś to zrobią.
Samo posadowienie zbiornika pomimo obaw nie było niczym strasznym.
Mieszkamy na terenie o wysokim poziomie wód gruntowych, więc spodziewałem się basenu w wykopie. Prawdę mówiąc w okolicy, nie licząc studni, nikt nie kopie na 2 m. U nas dokopaliśmy się do 2 metrów a szczęśliwie nie dokopaliśmy się do wody.
Szybka akcja i zbiornik posadowiony.
Za koparkę z zasypaniem zapłacimy 250 PLN, a że do odbioru technicznego zbiornika nie wolno zasypywać, zapłaciliśmy na razie 200.
W piątek dobiegła do domu woda. Rurka była 60 metrowa, rura po mojej stronie grogi, więc nie było przechodzenia pod jezdnią, same superlatywy.
Hydraulik za podłączenie wziął 600 PLN (10 PLN za każdy metr plus 2 punkty po 100 PLN minus 100 PLN rabatu), koparka wzięła 8 PLN za każdy metr z zasypaniem (50x8=400 PLN) plus jakiś 1000 PLN za materiał. Gminny konserwator wody już zajrzał, pokiwał głową i odebrał przyłącze. Pierwsze media podłączone. Hurra!!
Wczoraj odebrałem z powiatu zgłoszenie budowy przyłącza elektryczne i zaniosłem do ZE.
Wpłacono pieniążki (1550 PLN za 13 kW), sporządzono umowę, do piątku podpiszą ją wszyscy święci w ZE i będziemy czekać na prąd w domu.
Tylko trzeba przygotować miejsce na skrzynkę licznikową .
Z tym mogą być schody, bo plac to pole bitwy i nie ma kim zrobić murku pod skrzynkę.
W albumie są nowe zdjęcia, na których oglądanie zapraszam.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia