Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    44
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    102

Dom w Puszczy - Dziennik Barda i Niny


Bard13

1 255 wyświetleń

Szkolenia, zamieszanie na budowie i nagle okazuje się, że 3 tygodnie nie chwaliliśmy się co u nas.

 


Ogólnie już dobrze, chociaż przybyło ze dwie garści siwych włosów.

 


Ale po kolei, punkt po punkcie, zaczynając od rzeczy optymistycznych.

 


Gaz.

 


Instalator cały dzień się biedził, żeby podłączyć zbiornik. Niestety dwa punkty odbiorcze w domu to dwie skrzynki na ścianie (nawet ładnie wyglądają, nieduże, plastikowe) oraz 2 rury w domu. Tak, więc spawanie, lutowanie, skręcanie mocowanie. Parę minut to zajęło. Nie ukrywam, że z małżonką do domu zajechaliśmy już na samo mocowanie rur do zbiornika, niestety ku rozpaczy pana instalatora.

 


Poszło o sprawdzanie szczelności złączy.

 


Metoda sprawdzania tradycyjna. Płyn do mycia z wodą i pędzel.

 


Po odkręceniu zaworu w butli (miała ciśnienie, bo zbiornik testuje producent azotem) mazanie pędzlem każdej złączki i tak szliśmy razem punk po punkcie. Okazało się, że zawór przy wejściu do kotłowni puszczał, więc pan zniesmaczony stoczył z nim wojnę i uszczelnił. I zrobił rzecz zabawną. Zamknął oba zawory zewnętrzne i wszedł do środka sprawdzać szczelność instalacji wewnętrznej. Zwróciłem mu uwagę, że zapewne woda się nie spieni jak zamknął zawory na zewnątrz. Pan teatralnie westchnął „Och, prawda!!” (jak by pierwszy raz w życiu to robił).

 


Wiedziony zasadą ograniczonego zaufania sam poszedłem poodkręcać zawory i szybko wróciłem, zobaczyć, czy tylko pan się pieni.

 


Po posadowieniu zbiornika i zrobieniu instalacji w trybie nagłym zadzwoniłem do właściwego UDT (Urzędu Dozoru Technicznego - dla nas właściwy jest w Łodzi). I był to strzał w punkt, ponieważ, pomimo, że papiery jeszcze nie doszły, pan zajmujący się odbiorami w naszym rejonie miał akurat na drugi dzień wyjazd do naszych lasów i po drodze dokonał odbioru montażu. Zaraz potem telefon do Orlenu i ściągamy beczkowóz.

 


Beczkowóz zajeżdża i karmi nasz baniaczek.

 


W między czasie ściągam koparkę, która przy pierwszych płatkach pamiętnego listopadowego śniegu zdążyłą zasypać zbiornik ziemią, zanim zasypał go śnieg.

 


Pomimo pojemności 2700 l pan zalewa 2300l i znowu zabawa trwa dłużej niż zwykle, bo zbiornik jest odgazowywany i czujnie zalewany.

 


Po prawie 2 h podpisuję kwity i na drugi dzień znowu telefon do UDT. Tu niestety trwa dłużej, więc zbiornik ostatecznie odebrano do eksploatacji 3 grudnia.

 

 


Prąd.

 


Prąd jest osobną przygodą dla ludzi żądnych wrażeń.

 


Po ekspresowym zatwierdzeniu kwitów w ZE ściągam pana Wojtka, żeby postawił nam skrzynkę. Początkowo chcieliśmy wylać postumencik, ale pogoda wykluczyła ryzykowanie bawienia się betonem przy ujemnych temperaturach. Cokół pod skrzynkę robimy więc plastikowy, co umożliwia potem jego ewentualne przestawianie.

 


Wykorzystując niecnie dobre wejście do ZE na dość żwawo załatwiamy położenie kabla pod słup, kopacze pojawiają się już w sobotę 26 listopada, kiedy 25 listopada klepnięto papiery :)

 


W sobotę rano robimy zakupy, kiedy na budowie zjawiają się panowie. Oni tez robią zakupy.

 


Operatorzy łopat pożyczają od teściowej dozownik 100 ml i nabywają droga kupna w pobliskim sklepiku płyn niezamarzający z czerwoną nalepką. Mając smarowidło dość szybko kopią pod nieobecność szefa.

 


Zanim szef oddalił się na czas tankowania a my zanim wróciliśmy ekspresowo ze sprawunków w składzie z farbami dostajemy od teściowej alarmujący telefon, żebyśmy się szybko pojawili, bo coś jest nie tak. No i jest.

 


Do teściów od drogi powiatowej idzie droga gruntowa, którą dzielimy się na działkach po połowie, co nieco zawęża naszą działkę, ale nic to, da się żyć.

 


Problem polega na tym, że droga gruntowa jest źle naniesiona na mapkę geodezyjną i projektant prądu umieszczając ją 0,5 m od drogi na projekcie nie sprawdził ile to tak naprawdę jest od słupa. Pan od kopaczy odmierzył na mapce, że 9 metrów i zaczął kopać w środku drogi!!

 


Ale szybko wróciliśmy, pana za łapki, telefon do projektanta, minka pana powoli truchlejąca (pewnie mu wytłumaczono, kto to zatwierdzał w ZE) i drucik idzie jak chcieliśmy.

 


Niestety okazało się, że instalator zapomniał, kto robi uziom skrzynki i musiał dojechać i powbijać sondy a potem dojechał jeszcze raz, jak technicy wykazali, że uziom ma nie 10 ale 138 omów, co było już trochę irytujące, bo takie jeżdżenie licznikowców opóźniało nasze podpięcie do prądu, tym bardziej, że wyznaczona ekipa wzięła wolne na czwartek i piątek.

 


Ale i na to był sposób. W niedzielę, 5 grudnia oficjalnie pogotowie energetyczne podpięło nas do słupa i zaplombowało licznik.

 


W domku zagościł prąd.

 

 


Ogrzewanie

 


Drogą kupna nabyliśmy kominek z płaszczem wodnym Makroterma o mocy 18kW w obudowie Caro.

 


Niestety ogrzewanie kominkiem z płaszczem wodnym nie jest tak proste i lekkie.

 


Po pierwsze primo, cytując jakiś film, spaliny z kominka z płaszczem wodnym są nieco chłodniejsze i zalecają stosowanie wkładu z kwasówki o fi 180 mm. Sporo i niezbyt tanio.

 


Panowie zażyczyli sobie nawet, żeby komin przystroić strżakiem co spowodowało przekopanie forum w poszukiwaniu przygód z ww. ustrojstwem.

 


Znaleźliśmy, przeczytaliśmy i podziękujemy za takie przyjemności a ewentualny montaż pozostawimy sobie na przyszłość, gdyby doszło do faktycznego cofania się dymu.

 


Rozmowa z osobami znającymi się na rzeczy wykazała, że cofanie się spalin ma miejsce w przypadku „kręcenia” wiatru, które się zdarza, jak wiatr nad kominem uderza o połać dachu i się cofa albo jak wokół są góry, drzewa, budynki, które mogą powodować zaburzenia w kierunku wiatru.

 


U nas tego nie ma, więc będziemy się upierać, chociaż ekipa monterów od sprzedawcy na siłę chce nas tym uszczęśliwić.

 


Sam kominek robi wrażenie.

 


180 kg chyba na każdym zrobi wrażenie :).

 


Montować będą go jutro, więc temat rozwinę też jutro

 


Kaloryfery, zwane potocznie grzejnikami.

 


W piątek ekipa hydraulika dokonała ich egzekucji i powiesiła 11 z 13 grzejników, odraczając wyrok grzejnikom „drabinkowym” w łazienkach.

 


W jednym przypadku okazało się, że to nie ten oskarżony, więc go wymieniliśmy a w łązience na górze nie ma jeszcze gipsokartonu, więc nie było gdzie go mocować, więc czeka na swój dzień.

 


Generalnie PURMO, które nabyliśmy prezentują się nieźle.

 


Instalacja pieca też jutro, więc temat hydrauliczny jeszcze rozwinę

 

 


Na dziś tyle, chociaż do opisania został horror zwany próbą ocieplania dachu.

 


Ale to w następnym odcinku

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...